Shayu miał wrażenie, że mógł się bardziej postarać. Nie zmieniał szkoły w środku semestru tylko po to, aby i tu, w prywatnej akademii, wszyscy z niego szydzili. Miał udawać delfina — robił wszystko, aby ukryć swoją rekinią naturę, a jednocześnie nie wziął pod uwagę, że ktoś nie zapuka do jego drzwi, tylko od razu wtargnie do środka. Chłopak był jednak zdesperowany: wyglądało na to, że Laohu chce zostać przekupiony, ale jaka była cena za jego milczenie? Był drapieżnikiem, a oni najczęściej mieli niecne plany. Shayu obawiał się, że na spełnienie jednego warunku się nie skończy — Laohu zrobi z niego swoje zwierzątko, będzie go wołać, ilekroć wymyśli sposób na utrudnienie mu życia. Wodniak nie chciał powtarzać tego, co działo się z nim w starej szkole. Nie zmienił jej po to, aby i tu czyhał na niego jakiś oprawca.
Shayu myślał o rozwiązaniu przez całą noc. Natychmiast po wyjściu nieproszonego gościa zamknął drzwi na klucz, a potem położył się na wodnej kładce, wyciągając przed siebie ogon. Im dłużej na niego patrzył, tym bardziej oszukiwał sam siebie, że może wytłumaczyć swoją naturę byciem rzadką odmianą paskowanego delfina. Skoro istniały rekiny tygrysie, to czemu delfiny już nie?
Chłopak miał na razie przewagę. Był nowy, nikt go tu nie znał. Zanim postanowi, czy zdecyduje się wejść w układ z Laohu, musi się czegoś o nim dowiedzieć. Jakim był drapieżnikiem? Co inni uczniowie mogli o nim powiedzieć? Lubił dręczyć słabszych? Dotrzymywał obietnic? Bo jeśli nie, to nawet pieniądze mamy i robienie z siebie zwierzaka przez Shayu nie będzie miało sensu. Nikt poza Laohu nie mógł się dowiedzieć, że jest rekinem, inaczej ofiary, z którymi chciał sympatyzować, natychmiast się od niego odsuną, a drapieżniki przybliżą, szybko odkrywając, jak łatwym celem jest chłopak.
Poznanie Laohu było jego jedyną nadzieją. Shayu musiał rozpocząć śledztwo i dowiedzieć się, czy może mu zaufać.
Do akademika przybył w piątkowe południe, gdy większość uczniów była jeszcze na zajęciach. Wszyscy zapewne usłyszeli o nowym lokatorze, ale nie każdy wiedział, jak wygląda — to właśnie dlatego Laohu tak bezceremonialnie wtargnął do jego pokoju: chciał go poznać. Gdy Shayu nie zmrużył w nocy oka, ucieszył się, że była dopiero sobota i miał jeszcze sporo czasu, aby przed poniedziałkowymi lekcjami wywrzeć na współlokatorach dobre pierwsze wrażenie.
Rano rozruszał się najpierw w basenie, potem, kiedy włączył w nim filtr, ubrał się w szorty i podkoszulek. Poćwiczył przez kilkanaście minut, rozciągając mięśnie. Nie miał ochoty na rozpakowywanie ostatniego z pudeł, szczególnie że ciężarki znajdowały się na samym jego dnie. Odpuścił sobie na razie ćwiczenia siłowe, a że nie znał terenu akademika, z biegania też zrezygnował. Wziął ręcznik, ciuchy na zmianę i produkty do kąpieli, po czym wyszedł na korytarz. Zadbał o to, aby zamknąć za sobą drzwi na klucz — kolejny nieproszony gość, tym razem pod jego nieobecność, byłby mu bardzo nie na rękę.
Łaźnie były otwarte przez całą dobę, jako że uczniowie kończyli zajęcia o różnych porach dnia i nocy. Prywatne placówki, a w szczególności tak dobrze renomowane jak ta, dbały o swoich podopiecznych i o ich zwierzęce natury. Nie zmuszano tu nocnych stworzeń do funkcjonowania w ciągu dnia, nawet jeśli stanowiły zaledwie parę procent wszystkich uczniów.
W sobotni poranek pod prysznicami nie było wiele osób — część nocna już z nich wychodziła, a dzienna albo spała, jeśli była ofiarami, albo trenowała, jeśli to drapieżnicy. Shayu zastanawiał się, jak da upust swoim instynktom, skoro musiał pożytkować energię na aktywnościach fizycznych, a ofiary raczej tego nie robiły. Pomyślał, że jako delfin to chyba nie byłoby takie dziwne, w końcu one też były w jakimś stopniu drapieżnikami…
Wszedł do boksu, szczelnie zasunął za sobą kotarę i dopiero wtedy się rozebrał. Wysunął rękę, zostawił ubrania do ćwiczeń obok czystych, i odkręcił kurek.
Zawsze, czując na skórze wodę, włoski stawały mu dęba, i czuł wtedy przyjemne mrowienie. Natura wzywała go do przemiany, to pływania, zdominowania przestrzeni, w jakiej się znajdował. Do kontrolowania sytuacji, do znalezienia odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie czaiły się w głębinach. Do dominacji.
Stęknął, prawie poddając się temu uczuciu. Ledwo co przemienił się w lądową postać, a już chciał wrócić do wodnej. Może to nowa sytuacja nakłaniała go do zachowań, których tak w sobie nie cierpiał?
Zwiększył natrysk, zmieniając wodę z letniej na lodowatą. Mimo to z niezadowoleniem i zażenowaniem zaobserwował, że dolna partia jego ciała domaga się uwagi. Prysznic zagłuszał odgłosy z otoczenia, więc nikt nie powinien usłyszeć, jeśli…
— Nie za wcześnie na coś takiego? — Usłyszał za plecami. Odsunął rękę od penisa i przekręcił głowę, tym razem doskonale zdając sobie sprawę, że nie ma na sobie ubrań. Laohu patrzył na niego z szerokim uśmiechem na twarzy, a jego spojrzenie, wczoraj wypełnione ciekawością i pożądaniem, ani trochę się nie zmieniło. — Może potrzebujesz pomocy?
Chłopak nie wszedł za kotarę — zwyczajnie odsunął ją do połowy, aby mieć widok na całe zdarzenie, i jednocześnie się nie zamoczyć. Shayu natychmiast pokrył się rumieńcem, a jako że prysznic był przymocowany na stałe, nie mógł ochlapać natręta wodą. Zacisnął więc zęby, odwrócił się i w kilka chwil chwycił za kotarę, ciągnąc ją w drugą stronę.
— Puść! — wrzasnął w chwili, gdy Laohu złapał za śliski materiał, uniemożliwiając Shayu zasłonięcie się.
Chłopak jedną ręką trzymał za kotarę, a drugą zasłaniał przyrodzenie, co ewidentnie nie przeszkodziło natrętowi, aby go obserwować.
— Na pewno nie chcesz, żebym ci pomógł, rybko? Nie takie rzeczy u… Ała!
— Laohu, nie napastuj nowego, bo zaciągnę cię do dyrektora za jaja!
Shayu dostrzegł, jak jakaś kobieta, ewidentnie nie uczennica, bo przekraczała trzydziestkę, zdziela Laohu po głowie otwartą dłonią, a następnie zmusza, aby ten puścił kotarę. Zaskoczony chłopak w pierwszej chwili nie pomyślał, aby wykorzystać okazję i się zasłonić, tylko obserwował zdarzenie. Shayu sądził, że to łazienka tylko dla facetów, więc skąd wzięła się tu nauczycielka?
Gdy kobieta wyciągnęła drapieżnika na korytarz, Shayu w pośpiechu zasunął kotarę, domył się, wytarł i ubrał w suche ciuchy. Nie miał nastroju już na nic — chciał tylko wrócić do swojego pokoju i oszukiwać się, że ta sytuacja nie była niczym niezwykłym, a już na pewno nie czymś, co doprowadziłoby go do zamknięcia się w sobie, tak jak w starej szkole.
Przed wejściem do łaźni czekała na niego ta sama kobieta, która go uratowała. Niecierpliwie machała czarnym ogonem wystającym ze spodni, strzygąc przy tym uszami. Pantera. Shayu mógł się domyślić, że takiego zachowania w stosunku do drapieżnika dopuściłby się tylko inny drapieżnik.
— Nie będzie cię nachodzić przez parę dni — poinformowała chłopaka od razu po tym, jak go spostrzegła. — I nie bierz tego do siebie. Laohu odstawia czasami naprawdę dziwne akcje, aby zwrócić na siebie uwagę kogoś, kto mu się podoba. Popilnuję go, więc się nie martw. — Shayu kiwnął głową i chciał odejść, ale kobieta go zatrzymała. — Twoja mama przedstawiła mi sytuację. Gdyby coś się działo, przyjdź do mnie. Może nie jestem psychologiem, ale uczę tu samoobrony, więc — przeskanowała go z góry na dół i z powrotem, zapewne oceniając jego wątłe ciało — moja pomoc może ci się czasami przydać.
— Dziękuję, pani… Ee…
— Bao — przedstawiła się. — A teraz zmykaj, Shayu. Przygotuj się do nauki.
Potaknął. I tak nie miał innych planów, niż przeczekać ten weekend w swoim pokoju, najlepiej pod powierzchnią wody, gdzie żaden drapieżnik go nie dopadnie.