— Rybko, wiem, że tam jesteś!
Laohu walił w drzwi już od paru dobrych chwil, a Shayu rozglądał się w tym czasie za jakimś schronieniem. Mógłby wyjść przez okno, bo pokój mieścił się na parterze, ale sypialnie ofiar zawsze były zakratowane, szczególnie te na najniższych kondygnacjach — drapieżniki często lubiły robić psikusy słabszym, dlatego wdrożono podobne środki ostrożności. Gdyby nie kraty, Shayu mógłby uciec nawet do swojego pokoju — przez okno widział swoją część budynku, bo wodniacy przez wzgląd na baseny w sypialniach mieszkali na parterach.
Teraz jednak jego największym problemem nie były kraty, a drzwi, które zaczęły ustępować sile uderzeń.
— Hej, zaraz rozwalisz mi wejście! — krzyknął Jinyu, ale w jego głosie nie słychać było wkurzenia, tylko strach. Pochylił się do skulonego w kącie chłopaka i szepnął do niego gorączkowo: — Schowaj się w basenie, a ja mu otworzę i powiem mu, że cię tu nie ma.
— Nie! — pisnął Shayu, doskonale wiedząc, że błazenek pozna jego rasę po charakterystycznym ogonie. — A co, jak cię pobije, bo mnie ukryłeś?
Jinyu pokręcił głową i wskazał na basen.
— Laohu może i jest szalony, ale to nie psychopata — zapewnił go i odwrócił się do niego plecami. — Zdejmij ciuchy i się ukryj, a ja schowam twoje ciuchy.
— Ale nie podglądaj — szepnął Shayu, ani na chwilę się nie rozluźniając.
Co z tego, że Jinyu mu pomógł? Kiedy odkryje, że jego nowy znajomy jest rekinem, natychmiast wyrzuci go z pokoju, i skaże tym samym na łaskę Laohu.
— Spokojnie. Podoba mi się Mao, zapomniałeś? — Shayu dobrze o tym pamiętał, ale chodziło mu o coś zupełnie innego. — Pospiesz się, bo on zaraz naprawdę wywarzy mi drzwi.
Jakby na potwierdzenie tych słów, Laohu uderzył w wejście mocniej niż dotychczas.
Shayu, nie widząc innego sposobu na wyjście z opresji, zdjął strój sportowy i bieliznę, a potem wskoczył do basenu, przemieniając się dopiero w głębinach. Ukryty pod podłogą czekał na to, co zaraz się stanie — Laohu go nie zobaczy, a nawet jeśli wiedziałby, że on tu jest, to po niego nie zejdzie. Jedyną osobą, która stanowiła teraz problemem, był Jinyu, który również mógł się przemienić i wskoczyć do basenu.
Shayu oczekiwał w pełnej napięcia ciszy. Przez wyostrzone zmysły słyszał, jak nowy przyjaciel bierze jego ubrania, przenosi je gdzieś, a potem na trzęsących się nogach podchodzi do drzwi. Kiedy te stanęły otworem, Shayu od razu usłyszał głos drapieżnika:
— A, znowu to samo?
Nie było to pytanie skierowane do Jinyu. Laohu pytał bezpośrednio jego, nawiązując do ich pierwszego spotkania, w trakcie którego rekin również skrył się pod taflą wody. Nieważne, że chłopak wiedział, że Shayu tu jest. Nie jest wodniakiem, więc po niego nie zejdzie.
Nagle nastolatek usłyszał jakiś szelest, a następnie pisk Jinyu:
— Ej, co ty robisz? Ej!
Bez zastanowienia podpłynął do oświetlonej lampami z sufitu części basenu, by z cienia obserwować, co działo się w pokoju. Czyżby Laohu jednak postanowił wyładować swoją złość na Jinyu? A może był tak zdenerwowany, że zaczął demolować mu sypialnię?
Shayu pojął, jak okropny błąd popełnił z tym zbliżeniem się do powierzchni w momencie, gdy nagły plusk na chwilę przysłonił mu pole widzenia, a on sam po chwili ujrzał potężne ręce sięgające w jego kierunku.
Gwałtownie się obrócił, by dopłynąć do najgłębszej części basenu, ale nie zdążył machnąć ogonem. Mocny uścisk uniemożliwił mu poruszanie płetwą, a tym samym ucieczkę.
Dlaczego był taki silny? Przecież w rekiniej postaci Shayu był zwinniejszy i mocniejszy — z łatwością mógłby wyrwać się komuś, kto był w lądowej postaci.
Odpowiedź poznał w chwili, gdy gwałtowne szarpnięcie za ogon sprowadziło go na powierzchnię.
Wylądował brzuchem na kafelkach. Laohu przeciągnął go po zimnej posadzce, by możliwie jak najbardziej oddalić go od basenu. Głośno przy tym sapał, bo czego by nie mówić, rekin swoje ważył, nawet jeśli Shayu miał skromną budowę. Gdy drapieżnik go puścił, a chłopak się odwrócił, zrozumiał jednak, że te odgłosy nie miały nic wspólnego z siłowaniem się i zmęczeniem. Wyraz twarzy Laohu wyrażał czystą satysfakcję z udanego polowania.
Łuski zjeżyły się Shayu na ogonie. Prześladowca kucał przy nim cały przemoczony — jego ubrania leżały zwinięte przy drzwiach, miał na sobie tylko bokserki. Shayu nie zwrócił na to większej uwagi, bo zaintrygowało go coś innego.
Na głowie Laohu poruszały się dwa malutkie puchate uszka, a za jego plecami kręcił się paskowany ogon. Chłopak był przemieniony. Shayu tak długo czekał na poznanie odpowiedzi, jakiej rasy jest jego nowy znajomy, że gdy w końcu to dostrzegł, nie mógł zrozumieć, dlaczego wcześniej było to dla niego nieoczywiste.
— Wcześniej nie miałem okazji przyjrzeć się twojemu ogonowi — mruknął Laohu, a jego podłużne źrenice odbiły się w świetle słońca wpadającego przez okno. — Najwyraźniej jesteśmy dla siebie stworzeni. Dwa drapieżniki — klęknął na jedno kolano i się do niego pochylił — dwa tygrysy. Coś w tym musi być.
Przez wyostrzone zmysły Shayu usłyszał w natłoku własnych myśli przerywany, cichy oddech trzeciej osoby. Spojrzał na Jinyu, który na trzęsących się nogach podpierał jedną ze ścian.
No tak. Nie dość, że do pokoju właśnie wparował mu tygrys, to okazało się, że pozwolił wejść do swojego basenu rekinowi. Shayu rozumiał, że nie jest to najmilsza rzecz, jakiej Jinyu się spodziewał po dzisiejszym dniu. Właśnie stracił opcjonalnego przyszłego przyjaciela, a na dodatek obnażył się przed już drugą osobą, którą ledwo co poznał. Nie było opcji, że utrzyma swoją rasę w tajemnicy.
A skoro Jinyu już wie, na pewno nie będzie milczeć. Shayu nie miał zamiaru go zastraszać, więc podejrzewał, że bez groźby chłopak rozpowie innym, kim tak naprawdę jest nowy uczeń. W takim wypadku tajemnica Shayu przestanie nią być — chłopak straci możliwość funkcjonowania jako ofiara, ale jednocześnie… Laohu nie będzie miał na niego haka.
Ponownie spojrzał na tygrysa, który uśmiechał się szeroko, obserwując jego ogon — a miał na co patrzeć, bo ciało Shayu od pasa w dół w tej postaci mierzyło trzy metry długości. Nie zapowiadało się na to, aby Laohu chciał wykonać jakiś podejrzany ruch, ale — niestety — chłopak był tak nieprzewidywalny, że Shayu musiał mieć się ciągle na baczności.
— Możesz już stąd wyjść — powiedział, mierząc go spojrzeniem. Skrzela zafalowały mu ze zdenerwowania. Był w tej szkole dopiero drugi dzień, nawet nie rozpoczął w niej nauki, a już każdy będzie znać jego prawdziwą naturę! — Rozpowiedz wszystkim, że jestem rekinem, i zapomnij o tym, że kiedykolwiek zostanę twoim chłopakiem.
Taki dobór słów musiał sprawić, że Laohu przyjął to jako groźbę, mimo że Shayu nie miał takiego zamiaru. Wiedział już, że jego sekret jest spalony, więc chciał przynajmniej dobitnie zaznaczyć, że Laohu ma się od niego odczepić — wyszło to jednak tak, jakby tym razem to on stawiał mu ultimatum.
Tygrys uśmiechnął się i machnął ogonem, przejeżdżając nim po łuskach rekina.
— Jednak potrafisz pokazać kły — mruknął i przeciągle westchnął. — Aaach, nie ma mowy! Teraz to już naprawdę muszę cię mieć — pochylił się jeszcze bardziej i złapał Shayu za szponiastą dłoń. — Powiedz, co mam zrobić, żebyś zechciał być mój?
Shayu skrzywił się, widząc perwersję wypisaną na twarzy chłopaka. Laohu był nie tylko szalony, ale również kręcił go masochizm. No nie.
— Na razie wynoś się z pokoju, do którego nikt cię nie zapraszał — warknął, czując, jak uścisk na jego dłoni się wzmacnia. — I trzymaj się ode mnie z daleka. I od Jinyu też. W ogóle nas nie zaczepiaj.
Usta Laohu wygięły się w podkówkę.
— Ale tak na amen? Czy do końca weekendu? Powiedz, że do końca weekendu.
Shayu przekręcił się, żeby strącić z siebie ogon Laohu, który natarczywie sunął mu po łuskach.
— Tak, a teraz idź już.
Laohu wstał jak na komendę i, biorąc ciuchy pod pachę, ruszył na korytarz. Shayu miał nadzieję, że jakiś nauczyciel dopadnie go w drodze do jego sypialni, i ukaże chociażby za ekshibicjonizm, bo nie wyobrażał sobie, żeby musiał od teraz ciągle patrzeć na tego lądowca w szkole.
Kiedy kroki chłopaka ucichły, Shayu zaczął się uspokajać. Zajęło mu chwilę, nim adrenalina całkiem z niego opadła. Machnął ogonem, czując nieprzyjemne swędzenie przez to, że zaczął wysychać.
Dopiero wtedy spojrzał na Jinyu, który przez cały ten czas stał pod ścianą, trzęsąc się na nogach. Rekin przełknął ślinę i zapytał najłagodniej, jak tylko był w stanie:
— Możesz… oddać mi ubrania?
Błazenek zerkał na niego jeszcze przez chwilę pustym wzrokiem, a potem skierował się do biurka, spod którego wyciągnął ciuchy. Podał też Shayu ręcznik, zapewne bojąc się, że i on, podobnie jak Laohu przed momentem, wyjdzie na zewnątrz w samych majtkach.
— Przepraszam, że tak wyszło — mruknął Shayu, gdy już się przemienił w lądową postać i wytarł.
Przeciągał koszulkę przez głowę, gdy dotarł do niego cichy głosik Jinyu:
— Ale czemu? Przecież to wina Laohu, że się ciebie uczepił.
Shayu wzdrygnął się, nie chcąc znowu tego przechodzić.
— Przepraszam, bo okłamałem cię, że jestem delfinem. Już nie będę się do ciebie odzywać, więc…
— Ale mi to wcale nie przeszkadza — przerwał mu Jinyu. — Każdy ma swoje tajemnice i powody, dlaczego je posiada. To normalne, że ty też chciałeś coś ukryć.
Dla Shayu brzmiało to nierealnie. Ofiara właśnie powiedziała, że to nic takiego, że chłopak jest rekinem? Jinyu naprawdę musiał odziedziczyć sporo cech po swojej rasie, skoro nie stanowiło to dla niego problemu.
— No to czemu się tak trząsłeś? — zapytał, wgapiając się w znajomego.
Może Jinyu teraz starał się go nabrać, żeby Shayu nie zaczął mu grozić? To miałoby sens.
Jinyu wyrzucił ręce do góry.
— A ciebie nie wystraszyłoby, gdyby jakiś psychol, który prawie co wywarzył ci drzwi, wszedł do twojego pokoju, zaczął się rozbierać, wskoczył do basenu i wyciągnął gościa, którego prześladuje? Kiedy złapał cię za płetwę, to myślałem, że ci ją wyrwie.
Shayu pokiwał w skupieniu głową.
— Czyli… nie boisz się mnie, bo jestem rekinem?
— A czemu bym miał? Znaczy, nie wątpię, że gdybyśmy byli zwierzętami, to mógłbyś mnie połknąć i nawet tego nie zauważyć, ale chodzimy razem do szkoły, więc spokojnie. Ponadto kiedy Laohu zapytał o twoje żądania, kazałeś mu się ode mnie odwalić. To było miłe.
Shayu, który jeszcze przed chwilą miał zamiar wyjść z sypialni, poczuł, jak miękną mu nogi. Usiadł na podłodze, unikając mokrych kafelków, i westchnął głośno.
— Dziękuję — szepnął, a łzy przysłoniły mu pole widzenia. — Dziękuję.
Zapowiadało się na to, że jednak zdobędzie przyjaciela.