Pierwszego dnia nowej szkoły Shayu wiedział już, że jego pierwotny plan był bardzo naiwny. Po pierwsze, chłopak założył, że nikt nie zainteresuje się nowym uczniem, dzięki czemu do końca edukacji zapewni sobie anonimowość. Rzeczywistość szybko go jednak zweryfikowała, stawiając na jego drodze Laohu, szkolnego psychopatę, który mimo swoich dziwnych zagrywek był lubiany przez uczniów, i adorowany przez sporą część ofiar. Shayu dowiedział się o tym dość szybko, a wystarczyło, że zaledwie wszedł do swojej klasy. Po drugie, jego rekinie instynkty zbyt często dawały o sobie znać. Wybuchy gniewu i odwagi, które nie były do niego podobne, działały na jego niekorzyść — jeśli chłopak się nie opanuje, to ktoś niedługo zauważy, że wcale nie jest delfinem. Na razie o jego sekrecie wiedziały tylko dwie osoby, z czego jedną uważał za swojego kolegę, a drugą — za prześladowcę, tylko… działało to na nieco innym schemacie, niż kiedyś.
W poprzedniej szkole znalazło się parę drapieżników, które dręczyły go na każdy możliwy sposób. Czasami były to drobne żarciki jak kradzież telefonu czy podręcznika, innym razem jego głowa lądowała w sedesie ze słowami, że skoro jest wodniakiem, to powinien zamieszkać w kiblu. Były też jeszcze gorsze rzeczy… ale jeszcze nikt nie zabiegał o jego względy z tak potwornym uśmiechem jak Laohu. Czy Shayu naprawdę mu się podobał? A może to była jakaś nowa metoda dręczenia — zawstydzanie go, aż postanowi znowu zmienić szkołę?
Prywatna placówka starała się za wszelką cenę pokazać, że drapieżniki i ofiary mogą żyć w zgodzie — choć na terenie akademików nadzór nauczycieli był ograniczony, przez co pokoje różnych gatunków znajdowały się w innych częściach budynków, czasami z kratami w oknach, tak w szkole nie było takiego problemu. W jednej klasie dziennej mógł być zarówno rekin i tygrys, jak i owca czy błazenek, o czym Shayu przekonał się już na starcie.
Nie miał pojęcia, czy bardziej cieszyła go perspektywa wspólnych zajęć z Jinyu, czy przerażało go to, że w tej samej sali jest również Laohu. Z początku uspokoił się na myśl, że będzie dzielił ławkę z kolegą, potem — spanikował, bo Jinyu siedział już z Mao. Następnie przez próg przeszła pani Bao, dzięki czemu jego serce zwolniło bieg. I znowu, nic z tego, bo Laohu, gdy tylko go zobaczył, natychmiast ruszył w jego kierunku. Na całe szczęście nauczycielka szybko zareagowała i kazała tygrysowi zamienić się miejscami z jasnowłosym chłopakiem, który przedstawił się Shayu jako Yang, owca.
Zanim zaczęła się właściwa lekcja, pani Bao kazała przedstawić się nowemu uczniowi — chłopak wstał więc ze swojego miejsca i, starając się nie dać poznać po sobie zdenerwowania, powiedział:
— Jestem Shayu, delfin.
Laohu zaklaskał z drugiego końca sali.
— To mój chłopak, więc trzymajcie się od niego z daleka!
Mimo słów, jakie właśnie wypowiedział, Shayu był mu wdzięczny, że nie zdradził jego prawdziwej tożsamości. Jeśli jednak zaraz czegoś nie wymyśli, to nowa klasa naprawdę weźmie go za partnera tygrysa.
— Laohu, jeśli ktoś ma się trzymać od niego z daleka, to ty — warknęła pani Bao, podchodząc do ucznia. Chłopak uśmiechnął się do niej, jakby nie pamiętał, że kobieta parę dni wcześniej mówiła mu o zakazie zbliżania się do nowego. Palnęła go dziennikiem w głowę. — Jak jeszcze raz zobaczę, że się do niego zbliżasz, wiesz, co ci urwę.
Ruszyła w stronę ławki Shayu, ale zatrzymała się tuż przed nią — przy Jinyu i Mao — po czym zdzieliła tego drugiego, drzemiącego na ławce. Mao potarł sobie fioletowe włosy, jednak nie wyglądał na zaskoczonego, co najwyżej zaspanego.
— No, to teraz zaczynamy godzinę wychowawczą!
Shayu uniósł brwi. Nie miał pojęcia, że pani Bao będzie jego wychowawczynią, sama nawet się do tego nie przyznała przy ich wcześniejszej rozmowie.
Poza zbliżającym się dniem sportu nie było żadnych naglących tematów do dyskusji, dlatego lekcja przebiegła w luźnej atmosferze — oczywiście, jeśli ktoś za bardzo się rozkojarzył, pani Bao rzucała w tę osobę kredą. W ten sposób Mao oberwał parę razy za przysypianie, a Jinyu wyciągał z jego włosów resztki kredy. Laohu, wbrew założeniom Shayu, zachowywał się wyjątkowo cicho. Może wziął sobie do serca sugestie nauczycielki o oderwaniu jaj?
Kiedy tylko rozpoczęła się przerwa, a wychowawczyni opuściła salę, do Shayu podeszło parę osób. Uczeń zmieniający szkołę w środku semestru nie był codziennym widokiem, więc kilka nastolatków zwietrzyło zapewne okazję do dowiedzenia się, co go tu przywiało. Może liczyli na jakiś smakowity kąsek w postaci plotki, która żyłaby przez długie tygodnie? Mimo to Shayu nie miał nikomu nic ciekawego do powiedzenia — skłamał, że jego rodzina się przeprowadziła, stąd zmiana szkoły. Inni szybko stracili nim zainteresowanie, poza jedną osobą.
Yang, jego nowy kolega z ławki, nie starał się za wszelką cenę wydobyć z niego informacji o jego przeszłości, co bardzo zaplusowało chłopakowi. W zamian za to Yang opowiadał mu o życiu w szkole, gdzie mieści się jaka sala (obiecał mu oprowadzić go na długiej przerwie), kto z ich klasy jakiej jest rasy. Był miły w podobnym stopniu co Jinyu, który dopiero co wyszedł z Mao kupić coś w szkolnym sklepiku, ale nie miał w sobie lęku, jaki charakteryzował większość ofiar. Było to dla Shayu nowe, szczególnie że wypowiadając się o drapieżnikach Yang nie wyglądał, jakby jakieś niepochlebne słowo mogło zakończyć się dla niego źle. Był niski, wątły, mniejszy nawet od Shayu, który poprzez ćwiczenia zbudował sobie mięśnie. Wyglądał zupełnie jak wyjęta ze starej bajki pastereczka-owca, którą w mrocznym lesie napadł zły wilk.
Teraz nie była to już jednak bajka, a rzeczywistość — i nie było w niej wilka, tylko tygrys.
Laohu zjawił się przy nich niespodziewanie. Zajął puste miejsce Jinyu, obrócił się do nich przodem i podparł głowę na przedramionach. Shayu niemal zapomniał o jego obecności, tak bardzo skupił się na nowym koledze i tym, że od rozpoczęcia przerwy minęło już parę minut.
— Bao trochę mnie przetrzymała, ale już jestem, rybko — mruknął, patrząc z uwielbieniem na Shayu. Nawet nie zwrócił uwagi na Yanga. — Co powiesz na basen po lekcjach? Tym razem ten w twoim pokoju.
Jeśli Laohu naprawdę go podrywał, to starał się osiągnąć to niekonwencjonalnymi metodami.
Shayu zerknął na wejście — niestety, do sali nie zaglądała pani Bao, więc szanse na to, że zostanie uratowany, były dość znikome. Westchnął i powiedział lodowatym tonem:
— Nie mam ochoty znowu prawie stracić ogona, bo jakiś szaleniec będzie mnie za niego szarpał. — Wstał, nie mogąc opanować drżenia na całym ciele. No naprawdę, jeśli sam nie zajmie się tym problemem, to Laohu będzie go nachodził, i nachodził, póki Shayu w końcu mu nie ulegnie, albo się nie załamie. — Yang, może oprowadzisz mnie teraz po tym piętrze? Jakoś nie mam ochoty na siedzenie w sali.
Chłopak również wstał ze swojego miejsca, i pokazał Shayu dobrotliwy uśmiech.
— Pewnie, zrobiło się tu jakoś nieprzyjemnie.
Już mieli opuścić klasę, gdy Shayu nagle poczuł na nadgarstku uścisk.
— Lepiej się z nim nie zadawaj — burknął Laohu, mierząc spojrzeniem owcę. — On…
Tego było za wiele. Shayu wyszarpał rękę i złapał Laohu za poły koszuli. Przyciągnął go do siebie, by mimo różnicy wzrostu mogli spojrzeć sobie prosto w oczy.
— Możesz sobie za mną latać, ile chcesz, ale jak dalej będziesz się tak zachowywać, to nic z tego — wysyczał, prawie stykając się z nim nosami. — Przestań w końcu obrażać innych i zacznij ich szanować. Bez tego będziesz mieć u mnie szanse chyba dopiero, jak podarujesz mi księżyc.
Laohu uśmiechnął się cierpko. Spróbował musnąć ustami Shayu, ale ten w porę puścił jego koszulę i go odepchnął.
— Czyli albo mam się zmienić, albo dać ci księżyc? — Wskazał palcem na sufit i się zaśmiał, nie przestając się szeroko uśmiechać. — Ale ty masz pomysły, rybko. Nic prostszego.
Przez wyraz jego twarzy Shayu nie miał pojęcia, której opcji podejmie się tygrys.