14 Apr

— Lepiej nie prowokować Laohu — powiedział Yang na którejś z przerw. Popijał mleko sojowe z kartonika i wymachiwał nogami w powietrzu, bo przez swój wzrost nie dosięgał stopami do ziemi. — Wiesz, nigdy nie wiadomo, co przyjdzie mu do głowy.


Shayu przytaknął, zagryzając kanapkę z tuńczykiem.


— Po prostu trudno mi go ignorować, kiedy ciągle robi coś nieodpowiedniego.


Yang gwałtownie potrząsnął głową, a miodowe loki opadły mu na czoło. Wlepił w niego wielkie, zielone oczy.


— Nie chodziło mi o to, że źle postępujesz — powiedział. — Wtedy, w klasie, to było super, jak mu się postawiłeś. Pewnie tak się ciebie wystraszył, że dlatego od paru dni nie przychodzi do szkoły.


Shayu uśmiechnął się pod nosem, choć wiedział, że Yang chwali go bez powodu.


— Słyszałem, że wyjechał do rodziny. Może coś się stało — mruknął, zagryzając kanapkę.


Długa przerwa wkrótce powinna się skończyć, mimo to Jinyu i Mao nie wracali do klasy. Rekin zaczął się martwić, że koledzy będą mieć przez to problemy, bo Mao zdarzało się zasypiać na korytarzach, a Jinyu wtedy przy nim czuwał. Może teraz też tak było? Powinien to sprawdzić.


Wstał, ale kolejne słowa Yanga na chwilę zatrzymały go w miejscu. Chłopak dalej wymachiwał nogami, nieświadomy tego, że sparaliżował Shayu.


— Ma bardzo chorą matkę. Ciekawe, czy zmarła.


Powiedział to tak spokojnym tonem, jakby rozmawiali o pogodzie. Shayu rozumiał, że raczej mało osób przepadało za Laohu przez jego zachowanie, ale plotkowanie na takie tematy, i to bardzo poważne, było nie na miejscu. Jeśli tygrys opuścił szkołę, żeby zaopiekować się chorą mamą, albo, co gorsza, ją pożegnać i pochować...


Ruszył do wyjścia, chcąc jak najszybciej wyrzucić ten obraz z głowy. Przekazał Yangowi, że zaraz wróci, a potem poszedł na korytarz. Jinyu i Mao spotkał przy automacie z przekąskami. W przeciągu tych paru dni zdążył zauważyć, że kiedy Mao nie spał, to głównie podjadał. Teraz zastanawiał się, czy wziąć czekoladowy batonik, czy ciastko ryżowe.


— Weź oba — nalegał Jinyu, nerwowo zerkając na zegarek. — Zaraz zacznie się lekcja. Wiesz, że profesor Shulan nie lubi spóźnialskich.


„Profesor Shulan". Shayu nie miał z nim jeszcze lekcji, ale słyszał od chłopaków, że jest bardzo wymagający. Podszedł bliżej.


— Jedno zawsze możesz sobie zostawić na później — zaproponował, a Mao na jego widok ziewnął.


— Poszedłbym spać — mruknął, przejeżdżając po fioletowych włosach. — Już nie jestem głodny.


Jinyu westchnął.


— To chodź do klasy. Shulan pewnie już w niej siedzi.


— Nikogo nie widziałem, gdy z niej wychodziłem — powiedział Shayu, razem z kolegami wracając do sali. — Mamy jeszcze trochę czasu.


— Jasne, że byś go nie zobaczył. Jest strasznie szybki. Prawie jak gepard.
Mao znowu ziewnął.


— Nie no, bez przesady. Gdybym się z nim ścigał, to bym wygrał.


Jinyu pokiwał głową.


— Po przemianie każdy by z nim wygrał, ale...


— To kim on właściwie jest? — wtrącił się zdezorientowany Shayu. — Najpierw mówicie, że jest szybki, a potem, że wolny.


Weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Nauczyciela nie było jeszcze w środku, mimo to Jinyu ściszył głos do konspiracyjnego szeptu:


— To leniwiec, ale nieprzemieniony jest naprawdę szybki. Uprawia nawet skok o tyczce.


— Łał — skomentował Shayu, a zaciekawiony Yang wychylił się do przodu, by lepiej słyszeć rozmowę. Mao rozłożył się na swojej ławce i zaczął drzemać. — Czyli nie każdy musi zachowywać się tak, jak wskazywałaby na to jego rasa.


Jinyu uniósł brwi.


— No jasne, że nie. Nasze rasy w pewnym stopniu na nas wpływają, ale myślę, że nasze charaktery wynikają głównie z tego, że myślimy o tym, jacy powinniśmy być, a nie o tym, jacy być chcemy.


— A Mao? — zapytał Yang, wskazując na drzemiącego chłopaka. — Kot, jak się patrzy.


Jinyu wydął usta.


— Po nocach ciągle gra na konsoli, więc za dnia odsypia.


Yang uśmiechnął się cynicznie.


— A skąd wiesz, co Mao robi nocami?


Policzki Jinyu pokryły się czerwienią, jednak chłopak nic nie powiedział, bo w tym samym czasie do sali wszedł nauczyciel. Siwiejący, postawny facet w przestarzałych ubraniach — wyglądał jak stereotypowy historyk, może za wyjątkiem tego, że na jego nosie nie znajdowały się okulary, a karku nie przygniatał mu ciężar egzystencji.


Jinyu odwrócił się przodem do tablicy, a Shayu pochylił się do owcy i wyszeptał najciszej, jak tylko mógł:


— Przyjaźnią się. Mao mógł mu powiedzieć, jakie ma hobby.


Yang spojrzał na niego, jakby nie rozumiejąc, czemu chłopak mu to tłumaczy. W końcu uśmiechnął się lekko.


— Wiem, tylko się z nim droczyłem.


Nauczyciel podyktował temat lekcji, więc chłopcy zamilkli. Po kilku minutach, gdy rozpoczął już na dobre swój wywód, Shayu odpłynął myślami do słów błązenka. Może Jinyu miał rację, że charaktery ludzi wynikały głównie z tego, jak inni postrzegali ich rasę? Może gdyby żyli w świecie, gdzie drapieżniki nie są postrzegane jako postacie dominujące, momentami niebezpieczne, a ofiary to nie tylko potulne stworzenia bez własnego zdania, to wszystko wyglądałoby inaczej? Wtedy wyjątki takie jak Shayu czy pan Shulan nie wzbudzałyby takiej sensacji i podziwu.


Spojrzał przez okno na szkolny dziedziniec. Zdziwił się, dostrzegając na nim postać, która wolnym krokiem zmierzała do wejścia do placówki. Gdyby był to spóźniony uczeń, raczej by biegł, a jeśli nauczyciel — nie przychodziłby pod koniec trwania zajęć dziennych.


Shayu spróbował przyjrzeć się postaci, ale w lądowej postaci nie mógł co liczyć na swój dobry wzrok. Ponadto nauczyciel przeszedł do następnego zagadnienia, więc chłopak zaczął notować, bojąc się, że i tak jest już nieco do tyłu z materiałem przez swoją przeprowadzkę.


***


Do pokoju w akademiku wrócił niedługo później. Obiad zjadł już na stołówce, więc początkowo planował tylko się przebrać i pójść na trening, ale coś go zatrzymało — konkretnie kartka wsunięta pod drzwi. Czytając ją wiedział, że narobił sobie zbyt wielu kłopotów jak na pierwszy tydzień nowej szkoły.


Zrezygnował z treningu, bojąc się, że trafi tam na niepożądaną osobę. Zamknął się na klucz, będąc wdzięcznym za kraty w oknach, i zabrał się za nadrabianie materiału, choć przez wiadomość na kartce nie mógł się skupić.


„Przyjdę dzisiaj wieczorem z małym prezentem, rybko".

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING