29 Dec

     Choć czuł ogromną suchość w gardle, podbrzusze bolało go tak, jak jeszcze nigdy, a z gardła non stop wylewała się papka, która jeszcze kilka godzin temu była jedzeniem, Izan nie mógł nie zauważyć, że służące biegają wokół niego tak, jakby były strażakami gaszącymi płonący budynek.

     Jeśli siły nadane przez Lafenna, tego dziwnego boga, polegały na nieustającym wymiotowaniu, byle pozbyć się z żołądka całej trucizny, to Izan miał przeczucie, że nie był to bóg, a jakiś wyjątkowo niewyrafinowany śmieszek. Bo nie uważał, żeby ubrudzenie długich, platynowych włosów wymiocinami, nim jedna ze służek zebrała mu je na plecach, było zabawne. Przynajmniej miał misę, do której mógł wszystko z siebie wyrzucać. Co z tego, że pierwotnie była ona na zimną wodę, którą obmywano szmatę kładzioną mu na czoło.

     Sonomi nie jadł chyba za dużo przed śmiercią, bo, choć wymioty były częste, do misy wpadało naprawdę mało papki. Oczy Izana zaszły łzami, gardło szalenie go piekło, a także bez przerwy pokasływał, byle jak najszybciej pozbyć się tego, co zalegało mu w żołądku. Jako że chwilę to trwało, mógł skupić się na tym, co działo się w pomieszczeniu. Kilka służących biegało w tę i z powrotem, przynosząc jakieś leki, szmaty i inne misy; jedna przytrzymywała nieszczęsne naczynie na wymiociny, a inna trzymała mu włosy, by bardziej ich nie zabrudził. Tuż po tym, jak kobieta, którą ujrzał po przebudzeniu, zaczęła go wołać, rozkazała jednej ze służących po kogoś pobiec. Może medyka. Choć Izan miał nadzieję, że żaden go nie odwiedzi, bo inaczej kto wie, czy nie odkryłby w jego nagłym wyzdrowieniu magii skutkującej spaleniem na stosie.

     Pokasływał coraz rzadziej, wpatrując się w mętną zawartość misy niewidzącym wzrokiem. Próbował przetworzyć w głowie tak wiele informacji na raz, że czuł, jak przegrzewa mu się mózg. Jedno zdążył już ustalić: zamienił się z tamtym pięknym chłopakiem ciałami, czyli zyskał nowe życie. Ale jak to było dalej? Czy nieznajomy nie wspomniał, że był mężem króla i otruciem się wyświadczył wszystkim przysługę?

     Izan analizował dość szybko resztę faktów. Musiał się pilnować. Nie tylko dawny właściciel jego obecnego ciała chciał się go pozbyć, ale także wszyscy dookoła. Co ze służkami? One były raczej typowymi pannami z niższej warstwy społecznej, po prostu wykonywały rozkazy wyżej postawionych. Nie wyczuł, żeby któraś chciała go uśmiercić, a przynajmniej nie teraz. Główna zarządczyni, która wydawała polecenia reszcie służek, miała u niego największe zaufanie. Wyglądała, jakby naprawdę zależało jej na tym, by po cudownym przebudzeniu się ze stanu agonalnego chłopak powrócił do pełni sił. Ale nie mógł przyjąć za pewnik, że była dobra w stu procentach. Kto wie, co kryło się za maską doświadczonej służącej w średnim wieku, a także kilku pannic, które z pozoru nie mogły mu nic zrobić.

     Gdy skończył wymiotować, rozejrzał się po pomieszczeniu. Pięć służących niższą rangą i jedna wyższą, a po doliczeniu tej, która wybiegła wcześniej, wychodziło siedem. Siedem kobiet stojących nad łożem nieprzytomnego królewskiego małżonka. To było dużo czy mało?

     Pomieszczenie było spore, nawet większe od kawalerki, którą w poprzednim życiu zajmował Izan. Oprócz ogromnego łoża, w którym się znajdował, po jednej stronie miało skrzętnie zdobiony kominek wypełniony tyloma detalami, że pracujący nad nim rzemieślnik musiał spędzić nad robieniem go całe miesiące. Samo łoże, wypakowane poduszkami i grubą pościelą aż po brzegi, połyskiwało bielą (z wyjątkiem małych plam, którymi kilka chwil wcześniej chłopak je zabrudził). Po drugiej stronie sypialni znajdował się stół z czterema krzesłami, a naprzeciw łóżka stały drzwi prowadzące do innego pomieszczenia. Wiedział, że nie jest o wyjście, bo były małe — zupełne przeciwieństwo tych znajdujących się na jednej z bocznych ścian. Potężnych z wieloma zawiasami. No i to nimi wybiegła pokojówka.

     Choć pokój wyglądał pięknie i utrzymany był w bieli, która pasowałaby do tak delikatnego mężczyzny jak Sonomi, podejrzliwe oko Izana od razu wyłapało kilka szczegółów. Po pierwsze, niektóre fragmenty ścian musiały być niedawno malowane, bo w powietrzu unosił się delikatny zapach farby, a w miejscach, gdzie świeży kolor połyskiwał w słońcu, Izan dostrzegł nie tylko małe czerwone plamki, niedopatrzone przez malujących, ale również przebłyski powodu, dla którego ściany zostały pomalowane. Zmyte, ale niedokładnie, smugi krwi. Chłopak spojrzał na swoje nadgarstki i z przerażeniem stwierdził, że Sonomi nie tylko próbował się zatruć, ale także głęboko się kaleczył. Może to dlatego nosił na przedramionach tyle bransoletek — żeby ukryć, czego się dopuszczał.

     Kominek także nie był bez skazy. Nie chodziło o jego zdobienia, a raczej o to, że w miejscu, gdzie powinny znajdować się węgle i drewno, nie było nic. Izan wątpił, że palenie było zwyczajnie bezcelowe, bo w grubych, zamkowych murach zimno doskwierało niekiedy nawet latem. A przynajmniej tyle wyniósł z lekcji historii. Jeśli z jakichś przyczyn postanowiono zastąpić ogień grubszą kołdrą, to Izan był pewien, że ze względu na bezpieczeństwo Sonomiego.

     Gdy odsunął od siebie misę, dając służącym do zrozumienia, że nie będzie już wymiotował, natychmiast podbiegły do niego trzy panny, z czego każda trzymała w rękach co innego. Dwie miały misę z ciepłą wodą i nasączony nią materiał, którym przetarto mu usta, a trzecia coś suchego, czym wytarła mu buzię po skończonym „zabiegu” poprzedniej.

     Zanim Izan zdążył zorientować się, co się dzieje, odezwała się przełożona służących, a dziewczyny odskoczyły od niego w jednej chwili.

     — Lordzie Sonomi, nie mamy czasu, żeby odziać lorda i go odświeżyć, król będzie tu już za chwilę…

     Chłopak spojrzał na nią waniliowymi oczami i parokrotnie zamrugał, jakby nie wiedział, czy te słowa były skierowane do niego. Miał pojęcie jedynie o tym, że przed chwilą rzygał, capi mu z ust, a na włosach ma resztki jedzenia. Jeśli miał się pokazać królowi w takim stanie, to wolał już ubrać na siebie wybrudzoną ketchupem koszulkę.

     — To przekażcie mu, żeby zaczekał — powiedział, zsuwając się z łoża. Chwilę mu to zajęło, bo ból w podbrzuszu nie dawał o sobie zapomnieć. — Nie pokażę się mężowi w takim stanie.

     Nie miał pojęcia, jakim człowiekiem był król, ale skoro za niego wyszedł, to musiał uszanować to, że nie stał nad Sonomim całkowicie. Choć władzę sprawował ten z koroną, jego mąż nie mógł stać w hierarchii tak nisko, że musiał bezwzględnie wykonywać jego rozkazy. Na dodatek Sonomi dopiero co się obudził i był bardzo osłabiony, więc król powinien spojrzeć na to przychylniej. No i Izan bał się, że jeśli próba otrucia się nie odwiodła władcy od rozwodu z Sonomim, to jego obecny wygląd już to uczyni. A chciał na razie zachować pozycję, żeby poznać więcej szczegółów z życia chłopaka, którego życie przejął.

     Stanął przy łóżku, nie wiedząc, gdzie ma iść, żeby trafić do łazienki. Sytuacji nie poprawiały także służące, które stały jak słupy soli i głupio się w niego wpatrywały.

     — Chcę się odświeżyć — oznajmił, wpatrując się prosto w oczy przełożonej pokojówek.

     Ta po chwili wahania kiwnęła głową i przywołała kilka służek, by przygotowały kąpiel. W międzyczasie Izan zdążył przejść do drugiego pomieszczenia, które okazało się łaźnią, i się rozebrać (a przynajmniej próbował zrobić to sam, ale natychmiast wyręczyła go jedna z panien, która, ku jego zdziwieniu, ani przez sekundę się nie zawstydziła).

     — Jak się nazywacie? — zapytał, próbując zapełnić czymś niezręczną ciszę.

     Dziewczyna, która zsuwała z niego szaty, nawet nie podniosła na niego spojrzenia.

     — Jestem Pam, lordzie.

     — A ja Bena, lordzie — odparła służka dolewająca gorącej wody do wanny.

     Izan spojrzał na główną pokojówkę pytająco.

     Ta uniosła brwi, a chłopak odniósł wrażenie, że chyba powinien znać jej imię, skoro była koordynatorką.

     — Lordzie, czyżbyś zapomniał? Służę ci już tyle lat… — powiedziała, ale po krótkiej chwili milczenia zesztywniała i szybko: — Brigitte, lordzie.

     Izan nawet nie musiał się zastanawiać, by wiedzieć, że Brigitte uznała, że swoim zachowaniem ściągnie na siebie jego gniew. Ale skoro naprawdę służyła mu już tyle czasu, to musiała zauważyć, że zachowywał się inaczej.

     — Lordzie, kąpiel gotowa. — Usłyszał cichy głos Beny, która skinęła mu głową.

     Wszedł do wanny po kilku stopniach. Bardziej niż wanna, pasowałoby określenie „dziura”, bo, faktycznie, tak to wyglądało. Nie było w tym ani krzty nowoczesności, kafelków, nawet kranu. To bardziej takie jacuzzi, ale bez bąbelków.

     Kiedy przyzwyczaił się do temperatury, na chwilę zanurkował, żeby zmoczyć włosy. Kiedy się wynurzył, usłyszał głośny huk, a następnie poczuł, jak przechodzi go dreszcz.

     — Mam czekać?! Jak on śmie mi rozkazywać?!

     Izan odwrócił głowę dokładnie w momencie, gdy do pomieszczenia wparował dobrze zbudowany, wysoki mężczyzna o kruczoczarnych włosach i czerwonych oczach. Chłopak ani chwili nie zastanawiał się nad tym, kim jest ten facet. Złota korona na głowie przybysza dała mu jasno do zrozumienia, że grubo przesadził.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING