29 Dec

Uwaga! Występuje scena +18!

     Dopiero gdy do pomieszczenia wlało się księżycowe światło, oprzytomniał. Zaczął kalkulować to, co do tej pory się wydarzyło — ręka bolała go w chyba każdym stawie, był cały mokry, nie tylko od pasa w dół, ale i na torsie przez lejący się z niego pot. Czuł, jakby miał objawy gorączki, ale czoło ani trochę go nie paliło. Mimo dochodzenia po wielokroć, nadal coś było nie tak. Wzbraniał się przed interpretacją, co takiego mogło tym być, ale mimo to myśli nasuwały mu się same. I były zaskakująco trafne.

     Nie potrzebował wylania z siebie całej tej spermy, która najwyraźniej nie miała zamiaru się skończyć. Jego penis tak czy siak pozostawał twardy, pulsował boleśnie, mimo że Izan nie miał już siły, aby jakoś sobie ulżyć. Palce mimowolnie skierowały się w kierunku pośladków — dostępu nie bronił mu żaden materiał, już dawno postanowił ściągnąć z siebie wszystkie ubrania, czując nieprzyjemny gorąc. Ale hamowało go coś innego. Świadomość, że jeśli zacznie się rozciągać, jeśli zacznie dochodzić przy użyciu palców, to będzie chciał więcej i więcej. A to „więcej” mogła mu zagwarantować tylko jedna osoba.

     Cofnął rękę, a jego dziurka zapulsowała. Oczywiście, że chciał się zaspokoić, ale jednocześnie nie miał zamiaru nakręcać się bardziej i bardziej, by w którymś momencie zyskać nawrót świadomości w objęciach króla, czując w tyłku obiekt, który nigdy nie powinien się tam znaleźć.

     Zrobił więc jedyną sensowną rzecz, jaka przyszła mu wtedy do głowy — wstał, niemal ociekając różnego rodzaju płynami, i skierował się do bocznej komnaty, czyli łaźni. Tam obmył się zimną wodą (głównie po to, by otrzeźwieć, ale brak towarzystwa służących, które by tę wodę dla niego podgrzały, też miał w tym swój udział), nabrał kilka głębokich wdechów, przebrał się w czyste szaty i po odkryciu, że tej nocy nie zdoła już zasnąć, wrócił do sypialni i zabrał się za naukę.

     Skoro wiedział już, jak działała na niego ruja, mógł odsunąć na bok tematykę ciąży i tym podobnych. Szczerze, cieszył się z takiego obrotu spraw. Sądził, że nie da rady, że w którymś momencie skapituluje i w środku nocy uda się do króla (choć nawet nie wiedział, gdzie ten miał sypialnię), a jego żelazna siła woli pryśnie. Tymczasem okazało się jednak, że im dłużej czytał o dawnych bitwach i wojnach, tym bardziej podniecenie z niego spływało jak woda po kaczce. Potrafił się skupić na lekturze, mimo że od czasu do czasu kręcił tyłkiem, jakby doszukiwał się czegoś, przykładowo kutasa Killiana, na co mógłby się nadziać i zakończyć ruję w jednym momencie. Ale poza tym nie czuł już nic, było z nim zdecydowanie lepiej.

     Rano wpuścił do komnaty służące. Podczas gdy jedna zmieniała pościel, druga przygotowywała śniadanie, a trzecia opowiadała mu, jak noc spędził Latem, który teraz grzecznie siedział przy stole i pomachiwał nóżkami. Rozglądał się na boki i kręcił nosem.

     — Czujesz coś, Latem? — zapytał go Izan, ciekawy odpowiedzi chłopca. Wiedział przecież, że sypialnia wypełniona jest jego feromonami i nie miał pojęcia, czy wpłyną one jakoś na księcia.

     Ten pokiwał głową i się uśmiechnął.

     — Kwiatki — powiedział wesoło. — Bardzo ładnie pachną.

     Po śniadaniu i spędzeniu czasu z synem w końcu poczuł, jak całkowicie powraca do normalności. No, może nie „całkowicie”, bo musiał non stop się pilnować, aby trzymać feromony na wodzy. Przez ruję były dużo intensywniejsze niż zwykle, a, co za tym idzie, lepiej wyczuwalne dla alf. Nadal czuł pulsowanie w dolnej partii ciała, od czasu do czasu bardziej nachalne, ale do wytrzymania.

     Po porównaniu swojego stanu sprzed i po poradzeniu sobie z rują uznał, że, mimo jednego dnia odizolowania, jest gotów, aby wyjść do ludzi i zachowywać się tak, jakby ruja nigdy nie nadeszła. Wyjdzie mu to na dobre — w końcu gorączka u omegi trwa kilka dni, nawet wówczas, gdy dochodzi do kontaktu z alfą. Jeśli po jednym dniu Izan zacznie zachowywać się jak zwykle, król na pewno uwierzy, że ruja jeszcze przed nim, podczas gdy ta zdąży minąć całkowicie.

     Dlatego też postawił dziś swój pierwszy, ryzykowny krok.

     Killiana wcale nie było trudno znaleźć — gdzie on, tam i strażnicy stojący przed komnatą, w której siedzi władca. Wystarczyło więc przechadzać się po zamku, i to całkiem niedługo, aby natknąć się na dwóch wartowników. Dzięki temu Izan odkrył, że król przebywał zaskakująco blisko jego komnat. Po poinformowaniu strażników, że chce się z nim zobaczyć, musiał odczekać chwilę, aż Killian wyrazi na to zgodę — tsk, zupełnie jakby król nie czekał tylko, aż jego omega sama do niego przybiegnie.

     Pomieszczenie nie okazało się jednak sypialnią, jak pierwotnie zakładał — był to gabinet, w dodatku wykonany w dość dziwnym stylu jak na standardy tej epoki. Mieszczące się pod ścianami ogromne regały dźwigały tonę książek, dywan pośrodku pomieszczenia zajmował jego sporą powierzchnię, a masywne biurko pod jednym z większych okien przykryte było masą dokumentów, które praktycznie zasłaniały siedzącą za nim postać władcy.

     Izan odetchnął głęboko i ścisnął szalejące w nim feromony jeszcze mocniej.

     Killian pierwotnie nie wydawał się nim nawet zainteresowany — podpisywał kolejne papiery, które kolejno przekładał na mniejszy stos odhaczonej papierologii. Stojący obok niego asystent pochylał się przy królu i coś mu tłumaczył, choć, gdy do środka wszedł Izan, napiął się jak struna i udawał posąg.

     Chłopak zmarszczył brwi, widząc na szyi nieznajomego kołnierz symbolizujący niesparowaną omegę. Czy władca naprawdę był aż takim chujem, by wybrać na swojego asystenta, który chodził za nim niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę, omegę, która nie miała swojej alfy? A może właśnie o to chodziło, żeby za plecami Izana posuwać inną omegę, z którą nic go nie łączyło?

     Te przemyślenia sprawiły, że jego pierwotny plan szlag trafił.

     Ścisnął ubrania, które zeszłego popołudnia dostał od króla, i podszedł do biurka, nie odrywając spojrzenia od asystenta, który jako chyba jedyny zwrócił uwagę na jego przybycie.

     — Chcę pomówić z mężem na osobności — powiedział donośnie, ostatkiem sił hamując swoje feromony.

     Omega nie ruszyła się jednak nawet o krok.

     — Wasza wysokość… — mruknął w stronę monarchy, patrząc na niego bojaźliwie. Oczywiście, że się wystraszył. Izan musiał mieć wówczas zabójcze spojrzenie.

     Killian w końcu uniósł spojrzenie znad dokumentów, a na jego ustach gościł drobny, cwany uśmieszek.

     — Coś się stało, mój drogi?

     — Najwyraźniej przeliczyłeś się ze swoimi przypuszczeniami — odparł Izan, podchodząc jeszcze bliżej. Rzucił ubrania na biurko, tuż pod nos króla. — Wcale nie zbliża się do mnie ruja, więc możesz zachować swoje ciuchy.

     Mężczyzna odchrząknął i skinął na asystenta, by ten wyszedł. Kiedy drzwi za nim trzasnęły, w końcu zostali sami.

     — Mówisz, że nie masz rui? — zapytał Killian.

     Izan natychmiast usiadł na krześle przed biurkiem, gotów na atak feromonów alfy, który nadszedł szybciej, niż się spodziewał. Założył nogę na nogę, by zakryć ewentualną wypukłość w spodniach.

     — Dokładnie — odparł. — Mówiłem, że po wypadku miałem problem z kontrolowaniem feromonów, to przez to były one niestabilne. Ale teraz jest już wszystko w porządku.

     Killian dokładnie przypatrywał się jego twarzy — czerwone oczy śledziły każdy najmniejszy ruch i centymetr na skórze, szukając jakiejś oznaki kłamstwa, ale Izan potrafił udawać idealnie. Nawet powstrzymywanie feromonów szło mu zaskakująco łatwo.

     Król wciąż wydawał się jednak podejrzliwy.

     — I przyszedłeś tu tylko po to, by mi to powiedzieć? Nie dlatego, że się stęskniłeś?

     Izan zaśmiał się teatralnie.

     — Wasza wysokość chyba za bardzo się ceni. — Po krótkiej chwili ciszy dodał jednak, pędzony poczuciem dumy: — Ale skoro już o tym mowa, mogę wiedzieć, co w otoczeniu mojego męża robi niesparowana omega?

     Killian wydawał się tylko na to czekać. Jego uśmieszek się poszerzył.

     — Pracuje. Mam ci przedstawić dokładny zakres jego zadań, czy tylko te, o których powinieneś wiedzieć?

     Żyłka na czole Izana zapulsowała. Bawił się nim, idealnie interpretując podłoże tamtego pytania.

     — Domyślam się, jaką rolę pełni asystent, ale — nawet się nie zawahał, kończąc swoją wypowiedź — od dawania ci przyjemności jestem ja, chyba że chcesz bawić się w poligamię i wziąć sobie kolejnego małżonka.

     Killian parsknął śmiechem tak czystym i szczerym, że Izan poczuł skurcz w spodniach. Feromony alfy nadal unosiły się po pomieszczeniu.

     — Nie, dzięki. Więcej omeg to więcej problemów, a — uśmiechnął się do niego czarująco — sądząc po tym, jak patrzyłeś na mojego kuzyna, to pewnie wybiłbyś je, zanim doszłyby ze mną do ołtarza.

     — Ku… zy… — Poczuł, jak policzki oblewa mu rumieniec, którego nie sposób było zatrzymać. Podniósł się gwałtownie ze swojego miejsca i skierował do drzwi. — Skoro to mamy już ustalone, to nie będę ci już przeszkadzać w pracy. Pewnie masz coś ważnego do zrobienia.

     — Tylko spotkanie z generałami — odparł wciąż rozbawiony Killian, gdy Izan dotykał już klamki.

     Zawahał się i jej nie nacisnął. Odwrócił się w stronę alfy.

     — Z generałami…? O czym będziecie mówić?

     Nagła zmiana zachowania zdziwiła króla. Uniósł brew, patrząc na męża.

     — Ciekawi cię to?

     Chłopak odsunął się od drzwi, w jednej chwili postanawiając, że spędzi ten dzień inaczej, niż pierwotnie zaplanował. Bitwy i strategie wojenne były teraz jego nowym konikiem, musiał wiedzieć o nich jak najwięcej.

     Odwrócił się do Killiana.

     — Idę z tobą.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING