29 Dec

Uwaga! Występuje scena +18!

     Spotkanie strategiczne trwało w najlepsze. Początkowe zmieszanie mężczyzn, wynikłe z sytuacji z generałem Zirahem, zostało przytłumione ważnymi sprawami, które należało omówić. Nieudany zamach na jakiegoś hrabiego, zakończony ścięciem zamachowca; susza na jakiejś prowincji zwiastująca rychłe słabe zbiory w tym roku; zastanawianie się, czy zagraniczni sąsiedzi nie planują czasem podboju kraju.

     Izan przysłuchiwał się temu wszystkiemu z zainteresowaniem — co prawda nie aż tak sporym, jak wtedy, gdy zaczytywał się w opisy bitew w przeszłości, ale nie mógł pozwolić sobie na chwilę nieuwagi. Jako że pełnił na tym spotkaniu rolę asystenta, musiał spijać z ust generałów każde pojedyncze słowo, by następnie spisać raport. Nie mógł zapisywać niczego teraz, bo istniałaby obawa, że notatki zgubiłyby się i wpadły w jakieś niepowołane ręce.

     Chłopak z niecierpliwością czekał, aż ten świat wymyśli coś takiego jak internet, a tym samym chmurę zabezpieczoną tyloma hasłami, by żaden haker się do niej nie dobrał.

     Początkowo wiercił się niespokojnie na kolanach króla, bojąc się, że w ostateczności coś pokręci przy raporcie albo pominie jakieś ważne informacje. Szybko jednak tego zaprzestał, gdy zrozumiał, że pod jego pupą nie znajdowała się żadna miękka poduszka, a władca, ściskając jego talię coraz mocniej, daje mu jasne sygnały, by go nie rozpraszał. Izana korciło, by wstać i zająć miejsce po generale Zirahu, jednak Killian trzymał go mocno, a poruszana akurat kwestia nie była warta przerywania. Odpuścił więc, a z czasem zapomniał nawet, że siedzenie na kolanach alfy, będąc omegą w rui, to jak stanięcie na bombie ogrodzonej potrzaskiem na niedźwiedzie.

     — Chłopi coraz bardziej domagają się królewskiej interwencji — powiedział generał z bujnym wąsem. — Buntują się, bo ich pan feudalny kazał im podlewać pola wiadrami, skoro nie chce spaść deszcz.

     „Normalnie jak Maria Antonina”, pomyślał Izan. „Ciekawe, czy tamtego szlachcica też skrócą o głowę”.

     Przyjrzał się makiecie państwa. Utkwił wzrok w obszarze ogrodzonym licznymi górami. Że też dolina, zagrożona w czasie największych ulew powodzią, teraz walczyła z suszą.

     — A próbowali używać natrysku? — zapytał w końcu, przerywając ciszę. — Złączyć ze sobą kilka węży, wziąć na wóz baniak z wodą i jeździć po polach? Przecież to znacznie szybsze od noszenia wiader ze studni czy rzeki.

     Nie był to szczyt technologii, ale Izan uznał, że lepsze to, niż nic. W okolicy nie widział nawet żadnej rzeki, by móc poprowadzić jej koryto w okolice pól.

     Generałowie spojrzeli na niego dziwnie, a król poruszył się niespokojnie.

     — Węże mogą co najwyżej tryskać jadem — szepnął mu do ucha dość nieprzyjemnym tonem. — Co da nam złapanie paru sztuk? Mógłbyś sobie nie żartować?

     Zamarł, wpatrując się w twarz każdego z mężczyzn po kolei.

     — Jesteście poważni?

     „Nie wymyślili jeszcze w tym świecie węży ogrodowych?!”.

     Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi, zerwał się z miejsca, nie dając królowi sposobności, by ten wzmocnił swój uścisk i tym samym go nie wypuścił.

     — Mogę prosić o kartkę i długopis? — Nie czekał na odpowiedź. Odebrał oba te przedmioty jednemu z generałów i zaczął kreślić linie. Po chwili pokazał kartkę pozostałym. — Wąż to tylko taka nazwa. Chodzi mi o długą, cienką rurę wykonaną z elastycznego materiału. Kiedy jeden koniec rury wsadzi się do zbiornika z wodą, z drugiego końca będzie ta woda wypływać. Po przymocowaniu paru węży do, powiedzmy, deski, będzie można podlać w tym samym czasie kilka grządek na raz.

     Im więcej mówił, tym większą uwagę generałów przyciągał. Król milczał — zapewne rozważał, czy pomysł jego małżonka jest na tyle rozsądny, by w niego zainwestować.

     — Jeśli studnia nie znajduje się daleko od pól, można by nawet odpuścić sobie użycie wozu. Wystarczyłoby te kilka węży złączyć ze sobą na końcu i wsadzić do większego, który sięgałby do studni…

     Przerwał, kiedy nagle poczuł dziwny zapach. Zapach tak słodki, że w pierwszej chwili odkaszlnął, mając nadzieję, że pozbędzie się go z płuc. Niestety, nie była to jedna woń, a odkaszlnięcie czy zatkanie nosa wcale nie pomogło. Za bardzo się podekscytował — dopiero po chwili zrozumiał, że niechcący wypuścił swoje feromony. Natychmiast je powstrzymał, ale było już za późno. Wbił wzrok w makietę, wsłuchując się w swoje szybko bijące serce i licząc. Jeden, dwa…

     Wszyscy generałowie odpowiedzieli na jego feromony swoimi.

     Pomyślał, że najpierw dojdzie, potem się porzyga, a na końcu zemdleje z tego całego przytłoczenia zapachami.

     Wzdrygnął się, gdy na jego talii wylądowała czyjaś dłoń, a następnie mężczyzna zaciągnął go na swoje kolana. Otoczył go swoimi feromonami, udając, że przed chwilą wcale nie mogło dojść do czegoś poważniejszego. Tylko jego czerwone oczy, wbite w pozostałych mężczyzn, wyrażały chęć mordu i zwiastowały ciche ostrzeżenie.

     „To moja omega”.

     — Na tym zakończymy spotkanie — powiedział Killian. Przyciągnął do siebie Izana i oplótł go ramionami, jakby chciał zasłonić każdy skrawek jego ciała. — Przyjmuję propozycję pierwszego lorda. Wyznaczcie kilku swoich ludzi do znalezienia materiału, który mógłby odpowiadać naszym potrzebom.

     Wszyscy wstali ze swoich miejsc, skłonili się i wyszli sztywnym krokiem. Gdy drzwi zamknęły się za ostatnim z nich, Killian odetchnął głęboko.

     — To było niechcący… — mruknął Izan, czując, jak drętwieją mu nogi. Król wciąż faszerował go swoimi feromonami, a chłopak nie mógł już dłużej powstrzymywać swoich. — Puść mnie…

     — Zaczęła ci się ruja — odparł ostro Killian, wodząc nosem w zagłębieniu jego szyi. — Nie wyjdziesz stąd w takim stanie.

     — Jak powstrzymasz feromony, to zaraz mi przejdzie. — Szarpnął się, ale jego ruchy były tak słabe, że na nic się zdały. — I zaczęła się wczoraj. Umiem nad nią panować.

     Chyba nie powinien tego mówić.

     — Wczoraj? — wychrypiał Killian. Wypuścił go, ale tylko na chwilę. Gdy Izan stanął na nogach, mężczyzna obrócił go w swoją stronę i ponownie posadził sobie na kolanach, jeszcze bliżej, i w jeszcze większym rozkroku niż wcześniej. — I nic mi nie powiedziałeś?

     Izan poczuł się nagle jak największy głupiec na świecie. Mógł nic nie mówić, udawać, że to nawet nie jest ruja, a nie przyznawać się, że od parunastu godzin paradował sobie po pałacu, będąc w rui.

     — Bo już sobie z nią poradziłem — odwarknął, równie nieprzyjemnie. Wkurzał go nie tyle Killian, co ta sytuacja. Chyba pierwszy raz w tym życiu czuł się jak prawdziwa omega. Nie był skłonny do stawienia oporu alfie, co wywoływało w nim wściekłość, strach i rozżalenie. — Nie potrzebuję twojej pomocy.

     — Twoje oczy mówią co innego. — Killian zmarszczył brwi i przesunął dłonie na jego plecy, sunąc coraz niżej. Gdy Izan uniósł podbródek, król złożył na jego szyi mokry pocałunek. — Wypuść swoje feromony.

     — Nie.

     Chciał zabrzmieć przekonująco, pretensjonalnie, ale z jego ust wydostało się coś pomiędzy jękiem, piskiem a skomleniem.

     — Tylko niepotrzebnie sprawiasz sobie ból — mruknął Killian, zabierając mu z pleców jedną rękę. Przy jej pomocy ściągnął mu z ramion zwiewną szatę, odkrywając górną połowę ciała. — Przestań być takim uparciuchem.

     — Nie. — Tym razem to słowo zabrzmiało płaczliwie, mimo że w głowie Izan zdążył już ułożyć obszerny poemat, dlaczego będzie przestrzegał swoich racji. — Nie, bo… coś ze mną zrobisz.

     — Zrobię — przyznał bez najmniejszych oporów Killian, ale cichym, uspokajającym głosem. — Bo jesteś moim mężem, moją omegą i moją własnością.

     Izan chciał go od siebie odepchnąć — położył nawet dłonie na jego klatce piersiowej, ale nie miał w sobie na tyle siły, by wykonać inny ruch. Mężczyźnie w tym czasie znudziła już się jego szyja i zainteresował się sutkiem, który lekko przygryzł. Pierwszy lord jęknął niekontrolowanie i zadrżał. Wiedział już, że przemókł tam na dole, a jeszcze chwila, i w głowie też zrobi mu się lepka papka. Musiał działać.

     — Ty też jesteś moim mężem, moją alfą i moją własnością — powiedział cicho, gdy Killian dalej sunął językiem w okolicy jego sutków. — Dlatego musisz spełnić moje warunki.

     — Zamieniam się w słuch.

     Izan mógł przysiąc, że król uśmiechnął się pod nosem. Zarzucił mu ręce na kark, by nie spaść do tyłu.

     — Pomożesz mi z rują, ale nic na mnie nie wymusisz. — Stęknął, gdy zęby znów zacisnęły się na jego sutku. — Inaczej… Ha… Przyjdę do ciebie w nocy i obetnę ci jaja.

     — Brzmi groźnie. — Killian uniósł głowę i spojrzał mu w oczy. — Zgoda.

     Chłopak przyciągnął go bliżej i z wieloma obawami w głowie wypuścił swoje feromony. Nie zdążył nawet zarejestrować, czy spuścił z uwięzi wszystkie, bo król zaciągnął się mocno i uniósł jego biodra, by dociągnąć je maksymalnie do siebie. Izan krzyknął, czując pod sobą ogromne wybrzuszenie.

     — Bez wkładania! — pisnął, choć korciło go, by sprawdzić, czy jego wnętrze idealnie wpasuje się w penisa Killiana.

     Mężczyzna westchnął.

     — Potrafiłbym się sam tego domyślić — rzucił. — To nie jest dobry okres na kolejną ciążę.

     Mózg Izana był już tak przebodźcowany, że z początku nie zrozumiał, o czym on mówił. A potem to sobie uświadomił — seks z omegą w rui niemal zawsze kończył się poczęciem.

     — Tym bardziej! — krzyknął, a Killian stęknął.

     — Nie wrzeszcz mi do ucha.

     Sięgnął do fałd jego szat, odgarnął je, a następnie znalazł to, czego szukał. Pociągnięcie za gumkę od majtek zajęło mu dosłownie chwilę.

     — Taki mały, a tak się piekli… — zaśmiał się pod nosem, wpatrując się w w dolną część ciała męża.

     — A co ty masz za problem?! — burknął Izan, pokrywając się rumieńcem.

     Killian pochylił się w jego stronę i znów zaczął obcałowywać jego szyję.

     — Żaden, mój ty uparciuchu.

     Izan przez chwilę upajał się tą sytuacją, ale szybko odkrył, że coś było nie tak. Skoro władca już postanowił rozebrać go jak do rosołu, to czemu nic nie robił z jego dolną partią ciała?

     Zrozumiał to w chwili, gdy Killian zrobił mu na szyi malinkę i odpiął zamek w rozporku. Gdy Izan zerknął w dół, niemal zemdlał na myśl, że takie bydlę nie dość, że kiedyś w niego weszło, to jeszcze najpewniej kiedyś znów to zrobi.

     — Co ty… — zaczął, ale urwał, gdy król złapał jego dłoń i położył na obu członkach. Izan nie mógł się uwolnić, bo mężczyzna dociskał jego palce do sprzętów. Do tej pory chyba naiwnie sądził, że „pomoc z rują” nie będzie obejmowała ruszania penisów. — Ach!

     Jęknął, kiedy Killian zaczął poruszać dłonią w górę i w dół. On miał przynajmniej to szczęście, że pod swoją czuł rękę Izana — on zaś czuł swojego kutasa i nabrzmiałe żyły drugiego ciała obcego, którego nawet nie chciał dotykać.

     Musiał jednak przyznać, że było mu przyjemnie. I to cholernie przyjemnie. Nawet gdyby on sam ukrywał się przed tą myślą, jego jęki mówiły same za siebie.

     Drugim ramieniem oplótł kark króla, ale w tej pozycji nie mógł wbijać w niego paznokci — i dla odreagowania, i dla zadania kary. Przysunął się więc do jego szyi, tak jak to mężczyzna zrobił z nim chwilę wcześniej, i zaczął robić mu na karku malinkę. Czuł, jak omega wewnątrz niego domaga się czegoś więcej — ukazania całemu światu, że Killian był jego alfą i należał tylko do niego. Pocałunki zamienił więc na zęby, znacząc kark króla w tym samym miejscu, w którym on niegdyś oznaczył jego. Poczuł w ustach smak krwi, ale go to nie zniechęciło. Co więcej, Killian nawet nie zareagował, nie wzdrygnął się, jakby nawet tego nie poczuł.

     Zamiast tego zaciągnął się jego zapachem i odetchnął.

     — Te feromony są znacznie lepsze — wychrypiał, przyspieszając ruchy dłonią. — Cudowne. Doprowadzają mnie do szaleństwa.

     Nawet gdy Izan zdążył już dojść, nie wypuścił go. Wsłuchiwał się w jego głośne jęki i nie odsuwał nosa od jego karku, przymykając powieki i czekając na swoje własne spełnienie.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING