Spotkanie strategiczne miało jeden istotny plus i minus. Plus był taki, że Izan uświadomił sobie, że ze swoją wiedzą z poprzedniego życia i statusem społecznym będzie w stanie zurbanizować królestwo. Nie myślał od razu o produkcji samochodów czy urządzeń elektrycznych, ale to, jak poważnie potraktowano jego pomysł z podlewaniem pól, nieźle go zaskoczyło. Materiał odpowiedni na węże ogrodnicze znalazł się szybciej, niż zakładał, więc następne kilka dni miał spędzić przy ich produkcji. W normalnych warunkach cieszyłby się taką okazją — posadzono go na stołku niczym najwyższego władcę i wszystko z nim konsultowano. Zawód CEO mógłby być jeszcze bardziej przyjemny, gdyby nie towarzyszące Izanowi skurcze w brzuchu i niejednokrotnie przebiegające mu po plecach dreszcze.
Miał naiwną nadzieję, że ruja zakończy mu się tuż po tym, jak Killian zmusi go do dojścia. Albo chociaż król poprzestanie na jednej rundzie — jednak na obu tych polach boleśnie przekonał się, jak okrutny był to dla niego dzień. Nie pamiętał, ile razy doszedł, siedząc na kolanach męża i w pewnym momencie skupiając się już tylko na tym, by z nich nie spaść. Wyczerpanie ogarniało każdy skrawek jego ciała, ale Killian miał w sobie tyle energii, że Izana poważnie to martwiło. Był już na granicy świadomości, cały mokry od swoich i obcych płynów. Próbował jakoś zatrzymać te tortury, które niechętnie uważał za cholernie przyjemne, ale nawet jego dyplomatyczne argumenty nie dawały rady przekonać króla. Mężczyzny nie obchodziło, że ma napięty grafik, a spotkanie z generałami powinno według niego zakończyć się dużo wcześniej; nie brał do świadomości, jak zmęczony był jego partner, odurzony feromonami do tego stopnia, że wpadł w cug podobny do narkomana. Był nieustępliwy, ale jednocześnie dotrzymał obietnicy — nie zbliżył rąk do jego pośladków, nie ingerował w niego na żaden inny sposób.
Choć Izana niezmiernie to cieszyło, bo wiedział, że w tamtej chwili poddałby się jego czynom bez wahania, tak wkurzało go, że Killian znalazł wyjście z nieprzychylnej dla siebie sytuacji — usta omegi spuchły tak, że bolały przy każdym wymawianym słowie, nie wspominając o sutkach, na co dzień delikatnie zaróżowionych, a teraz niemal bordowych, otoczonych kilkoma okręgami ze śladów po zębach. O tym, w jakim stanie był jego penis, chłopak wolał nie myśleć. Wystarczała mu sama świadomość, jak bardzo go bolał — zerknięcie, nawet krótkie, na ten obraz rozpaczy uważał za zbędne.
Król musiał po wszystkim odnieść go do pokoju, co było potwornie upokarzające. Resztę dnia Izan przeleżał w łóżku, nie będąc w stanie nawet się ruszyć, ale po zmroku okazało się, że to nie koniec jego koszmaru.
Killian, jakby wiedziony przeczuciem, że nie znajdzie w komnacie Izana syna, przyszedł po zmroku — niby po to, by sprawdzić, jak czuje się jego omega, ale chłopak wyczuł w tym coś nietypowego. Choć nie powiedział tego na głos (głównie przez piekące usta), wyczuł całą intencję króla w jego feromonach, których ten nawet nie starał się przed nim ukryć. Killian miał nadzieję, że ruja trwa nadal, a, co gorsze, chciał wykorzystać okazję i posunąć się o parę kroków dalej.
Izan, przerażony nie na żarty, zmobilizował wszystkie swoje mięśnie i psychikę do działania. Zablokował feromony i cudem wypchnął mężczyznę za drzwi, choć był świadomy, że Killian ustąpił nie dlatego, że powaliła go siła omegi, a dlatego, że odpuścił Izanowi. Gdyby w tamtej chwili ruja całkowicie przejęła nad nim kontrolę, chłopak dałby się wykorzystać — nie stawiałby oporu, a król uznałby to za niemą zgodę. Tylko że nawet mimo zaćmionego umysłu i osłabienia Izan nadal był sobą. Nie obchodziło go już nawet, że byłby to jego pierwszy w życiu seks, na dodatek z mężczyzną — że by go to bolało, że dałby sobą do woli manipulować. W głowie wciąż miał zdanie z podręcznika o omegach.
„Szansa na zajście omegi dominującej w ciążę w trakcie stosunku wynosi 60%, a jeśli dodatkowo omega dominująca ma ruję, szansa ta wzrasta do 90%”.
Przy omedze recesywnej te szacunki były o wiele niższe, jako że „recesywność” oznaczała w tym pogmatwanym świecie po prostu niższą płodność, ale Izan wolał nie ryzykować. Nie wiedział, do której klasyfikacji się zalicza, a myśl o zajściu w ciążę go przerażała.
Tej nocy nie zmrużył oka. Po tym, jak pozbył się z komnaty męża, przez jakiś czas szukał rzeczy, którymi mógłby zablokować drzwi — poprzesuwał stolik i krzesła, ale potem wszystko odłożył na miejsce, bo uznał, że to za mało. Chciał zastawić wejście łóżkiem, ale było tak samo ciężkie, jak ogromne — ani drgnęło, co zwalał na swoje osłabienie i ciało omegi. Gdyby Sonomi więcej ćwiczył (a raczej w ogóle), może miałby lepsze mięśnie. Izan, przyzwyczajony do pracy fizycznej, czuł się bardzo przytłoczony ograniczeniami tego ciała. Postanowił, że zacznie uprawiać sport, jakoś się poprawi. I to nie po to, by móc przesunąć to cholerne łóżko, aby ukryć się przed alfą. Miał nadzieję, że po treningu da radę obronić się, stojąc twarzą w twarz z Killianem, co nigdy nie udało się żadnej omedze.
Gdy zaświtało, był jeszcze bardziej zmęczony niż po parokrotnych „razach” z królem. Adrenalina opadła już z niego całkowicie, mięśnie bolały go przy każdym ruchu, nie mógł normalnie siedzieć, a co dopiero z gracją ustać na nogach. Zdenerwowało więc go to, że jeszcze przed południem, gdy służące znalazły mu w miarę komfortowy strój zakrywający większość znaków pozostawionych przez Killiana, dotarła do niego pewna informacja.
Miał nadzorować proces tworzenia węży ogrodowych. Wytypował go sam król, jako że był to jego pomysł, a surowiec nadający się na tworzywo został znaleziony naprawdę szybko. Izan nie miał pojęcia, czy była to nagroda — uznanie dla jego intelektu — czy też kara na to, że chłopak wyszedł poza swoje kompetencje. Nie dość, że jego ciało dzień wcześniej zostało doprowadzone na skraj, a ruja nadal dawała o sobie znać (co jednak z większym uporem ukrywał), to teraz miał spędzić jakiś czas jako kierownik produkcji.
Latem przyjął to z niewielkim entuzjazmem, jako że oznaczało to, iż Izan będzie spędzał z nim mniej czasu. Nie będą przez jakiś czas chodzić do biblioteki i się uczyć, a przede wszystkim bawić i wychodzić na spacery, co dla chłopca dopiero wyrwało z sideł samotności było najgorszą z możliwych kar. Izan obiecał mu, że będą razem jeść śniadania, a przez ten czas zajmą się nim opiekunki, jednak smutku dziecka nie dało się w żadnym stopniu załagodzić.
Niespodziewanie okazało się także, że Izan po kilku dniach takiego trybu życia musi wyjechać na tereny objęte suszą, aby sprawdzić, czy jego pomysł się uda. Dowiedział się o tym z wyprzedzeniem, więc miał czas, by podjąć decyzję — sama droga w jedną stronę miała zająć mu cztery dni, co na dojazd i wyjazd dawało ponad tydzień plus czas potrzebny na wprowadzenie projektu w życie.
Jako że król z nim nie jechał — nie dlatego, że pokładał w nim wielkie nadzieje, a po prostu miał inne rzeczy na głowie — wraz z kilkoma rycerzami-betami postanowił zabrać Latema, by dać mu przede wszystkim lekcję, że próbowanie swoich pomysłów sprawia, iż można dojść do wielkich rzeczy.
Oczywiście zakładając, że idea z natryskiem wypali i nie okaże się kompletnym fiaskiem.