02 Feb

     Biorąc pod uwagę to, że wyjazd na prowincję miał na celu jedynie pomóc mieszkańcom obszarów dotkniętych suszą uporać się z problemem, morderstwo jednego z nich okazało się bardzo niewskazane. Nikt nie znał szczegółów zbrodni, ale Izan wymyślił kłamstwo, którym najpierw nakarmił swoich ochroniarzy i sołtysa, a potem potakiwał na każde ich stwierdzenie.

     Morvic znany był w wiosce ze swojej awanturniczej natury i nie miał wielu sprzymierzeńców, więc gdy pierwszy lord ogłosił, że alfa przyznała mu się do próby otrucia i starała się go zgwałcić, w oczach każdego stał się praktycznie niewinny za morderstwo, jakiego dokonał. Nikt nie dopytywał o Konomiego — Izan już o to zadbał — ale cała ta sytuacja miała okropne konsekwencje. Oczywiście poza obarczeniem się winą za zbrodnię, której nie popełnił, chłopak musiał liczyć się z tym, że to tylko wierzchołek góry lodowej. Cieszył się, że w tym świecie nie wynaleziono jeszcze odcisków śladów, a przez swoje podobieństwo do Konomiego, nawet jeśli ktoś widział ich biegnących przez wioskę, nie dało się określić, który z nich miał na sobie w chwili morderstwa zakrwawione ubranie.

     Kazał czekać Konomiemu przy studni w cieniu domu, a sam pobiegł wtedy do środka i zgarnął jakieś szmaty. Gdy wrócił, Konomi zdążył już obmyć szyję, ręce i twarz z krwi, a kiedy się przebrał, praktycznie nie było na nim śladów zbrodni. Tylko aby to wszystko stało się bardziej wiarygodne, musieli się przebrać w swoje ubrania — Izan na dodatek sam potem pochlapał się wodą, żeby było wiadome, czemu na jego skórze nie ma czerwonej substancji.

     No i jakoś im się udało. Sprzedał rycerzom historię, jakoby widział wcześniej podejrzanie zachowującego się Morvica, a gdy podszedł do jego domu, został wciągnięty do stodoły i cudem uratował się z rąk oprawcy, co częściowo nawet nie było kłamstwem. To, że nadal był wtedy jeszcze trochę roztrzęsiony po próbie gwałtu, paradoksalnie pomogło mu wzbudzić większe zaufanie. Wyjaśnił, że po morderstwie zabrał z domu Konomiego, bo chce g wziąć do siebie na służbę. Czy brzmiało to dziwnie? Oczywiście, ale jego ochroniarze niejednokrotnie pokazali już, że nie lubią zbytnio myśleć.

     Chociaż morderstwo było poważną sprawą, Izan nie zamierzał wracać do pałacu i przerwać swojego zadania. Rycerze go do tego nakłaniali, a jak. Jeden nawet pognał czym prędzej jako posłaniec do króla, żeby przekazać mu wieści, co oznaczało, że Izan, gdyby wrócił, spotkałby się z nim w połowie drogi. Nie po to jednak jechał tak długo, żeby nie sprawdzić, jak zadziałał jego pomysł. Wykorzystał więc swoją pozycję i ogłosił, że z samego rana natrysk ma zostać sprawdzony, a potem ruszają do kolejnego miasta. Gdyby wszystko dobrze poszło, Killian przybyłby mu na spotkanie za ponad tydzień, kiedy to wszystkie wsie zostałyby już objechane, a natryski sprawdzone.

     Jednak Izan nie przewidział, że król już od dawna był w drodze. Kiedy sprawdzono pierwszy natrysk, nie zdążył nawet sprawdzić, czy działa on bez zarzutu, bo poczuł miętę i bez. Pomyślał, że coś mu się uroiło, że może nieopodal rosną takie rośliny. Ale gdy usłyszał kroki, zamarł, podczas gdy wieśniacy ze zdumieniem obserwowali, jak natrysk rozwiązuje ich problem z suszą.

     Nie minęło nawet kilka sekund, a on już zdążył przytoczyć w myślach wszystkie przekleństwa, jakie znał, i odwrócić się w stronę przybysza.

     Killian kroczył dumnie przez suchą ziemię, a za nim szło kilku strażników, w tym niedawno wysłany do niego posłaniec. Jego oczy świeciły intensywną czerwienią, zupełnie inną od tej, jaka znajdowała się na ubraniach Konomiego z nocy.

     Przełknął ślinę, a Latem schował się za jego szatą, ściskając jej fałdy małymi rączkami. Może nadal nie przyzwyczaił się do obecności ojca, a może wyczuwał jego feromony, przesiąknięte wściekłością aż do granic.

     Izan cieszył się, że Konomi został w domu sołtysa. Nie wątpił, że zemdlałby od takiej dawki alfiego zapachu.

     Kiedy wszyscy dookoła omegi klęknęli, brudząc sobie kolana ziemią — nawet mężczyzna prowadzący wóz z natryskiem zatrzymał konia i z niego zsiadł — on tylko przełknął ślinę, powstrzymując własne feromony. Dotarło do niego, że może i parę dni wcześniej doszło między nim a władcą do bliższego kontaktu, ale na dobrą sprawę pozostawali ze sobą w zimnych stosunkach. Killian trzymał go w zamku nie dlatego, że urodził mu dziedzica, a przez to, że uważał Izana za ciekawego — jeśli uzna, że skłonność do zamordowania alfy to dla niego za dużo, i że będzie jego obecnością ryzykować własne życie, może się go pozbyć. Czy jeśli teraz spróbuje go uwieść, udać, że zrobił to wszystko, bo bał się na myśl, że niezamierzenie go zdradzi… Nie, o czym on w ogóle myślał? Jeśli Killian skaże go na śmierć, to po prostu ucieknie — może i sandały na jego nogach nie nadawały się zbytnio do biegu po suchej ziemi pola uprawnego, ale nadal miał większe doświadczenie w uciekaniu niż król, więc mogło mu się udać.

     — Mężu — przywitał się, celowo nawiązując w obecności tych wszystkich ludzi do tego, jaka łączyła go z Killianiem relacja. Jeśli teraz zechce się go pozbyć, wyjdzie na złego, okrutnego partnera.

     Mężczyzna nie odpowiedział. Podszedł do niego, a Izan wyciągnął rękę, żeby pogłaskać Latema po głowie. Nie była to forma obrony — wyczuł, że dziecko się boi, więc chciał je uspokoić. Oczka Latema po nocy były już wystarczająco opuchnięte od płaczu, nie potrzebował bardziej go traumatyzować.

     — Powstrzymaj feromony — szepnął twardo, gdy dzieliło go od męża już tylko kilkanaście centymetrów. — Nasz syn się ich boi.

     — Śmierdzisz inną alfą — odparł na to Killian, nawet nie zerkając na Latema. Izan uniósł brwi. Przecież do niczego ostatecznie nie doszło, a z kontaktu cielesnego i krwi obmył się bardzo dokładnie. Tak naprawdę zszokowały go jednak jego następne słowa: — Zmienię to.

     Pochylił się nad nim i zanim Izan jakkolwiek mógł zareagować, Killian wpił usta w jego kark. To nie było jednak liźnięcie czy pocałunek, a ugryzienie, które wywołało w nim nie tylko ból, ale i euforię, jakiej mało kiedy w swoim życiu doświadczał. Król, zapewne wiedząc, jak jego omega na to zareaguje, przyłożył jej do ust dłoń, tłumiąc głośny jęk wymieszany z syknięciem bólu. Oderwał się od niego szybko — trwało to zaledwie kilka sekund — ale nogi pod Izanem już się uginały. Killian musiał go przytrzymać, inaczej upadłby na jedną z grzęd.

     — Jesteś jebnięty — wycharczał cicho chłopak, ale głos odmawiał mu posłuszeństwa.

     — Nie chcę słyszeć tego od mordercy. — Głos Killiana był spokojny, może nawet trochę cyniczny. — Zaraz sobie o tym porozmawiamy. Dobra robota.

     Izan myślał, że mężczyźnie chodzi o śmierć Morvica, co świadczyłoby tylko o tym, że jednak naprawdę ma coś z głową. Wiadomym było, że Killiana kręciła wrogość Izana i łamanie przez niego schematów narzuconych na omegi, ale żeby cieszył się z zabicia alfy?

     Jednak to nie o tym mówił — jego wzrok powędrował w stronę wozu, z którego za pomocą paru zgromadzonych węży od dłuższej chwili wylewała się woda, polewając parę grządek na raz. Cholera, pomyślał Izan, trzeba będzie zainwestować w kurek, żeby można ją było zakręcić, jak na polu postanowi zjawić się pierdolony król.

     Choć nie zemdlał, kompletnie opadł z sił. Poczuł, jak Killian go unosi, a po szyi spływa mu jakaś ciecz. Nic nie szarpało go za szatę, więc miał przeczucie, że przez wybryk króla Latem musi czuć się jeszcze bardziej nieprzyjemnie, oderwany od swojego taty.

     Ale kto tu tak naprawdę miał prawo do poczucia nieprzyjemności, skoro Izan nadal nie wiedział, jaki czeka go los za wzięcie na siebie winy za coś, czego nawet nie zrobił?

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING