02 Feb

     Izan musiał zasnąć, bo kiedy ponownie otworzył oczy, za oknem było już ciemno. Przeraził się, że minęło tyle czasu, a na dodatek ostatnim, co powiedział do niego Killian, było „załatwienie sprawy z morderstwem”. Jeśli król zrobił coś Konomiemu, to wszystko przez Izana. Omega mogła już wisieć na którymś z drzew, a może leżała pobita i wykorzystana w którymś z pokojów. Jeśli Izan własną głupotą doprowadził do pogorszenia się stanu Konomiego, choć obiecał mu, że go uratuje, to nigdy sobie tego nie wybaczy.

     Wypadł z łóżka tak gwałtownie, że szczelnie owinięta wokół niego kołdra zaplątała mu się pod nogami. Nie przejmował się tym, że prawie zwalił się przez nią na podłogę — cieszył się za to, że odzyskał siły, a kończyny nie odmawiają mu posłuszeństwa. Wypadł z sypialni, podciągając w biegu szatę na jednym z ramion. Dopiero na dole schodów, widząc światło w jadalni, i słysząc głosy, zdał sobie sprawę, że nie ma na sobie majtek, ale nie było czasu, aby wrócić na górę i ich poszukać.

     Swoim szaleńczym biegiem sprawił, że dźwięki w pomieszczeniu umilkły, a po chwili zza progu wybiegł Latem. Rzucił mu się w ramion; wielkie, miodowe oczka miał całe zaczerwienione od płaczu.

     — Tatuś! — krzyknął, a Izan od razu go przytulił i wziął na ręce. Niemal zapomniał, że w tym domu było jego dziecko. Jeśli Killian wymierzył karę Konomiemu na oczach chłopca, to nic dziwnego, że tak płakał.

     Latem rozbeczał się ponownie, wycierając mokre policzki o jego pierś. Izan poczuł od niego słodkawy zapach; najwyraźniej maluch jadł kolację, a najpewniej dopiero co pochłonął deser.

     W progu pojawił się jeden z rycerzy — Izan musiał do niego podejść, aby zobaczyć, co działo się w jadalni. Przy stole jako jedyny siedział Killian: wokół niego zgromadzeni byli ochroniarze, a także sołtys wraz z żoną. Konomiego nigdzie nie było.

     Na widok Izana, król odsunął kielich wina od ust i uważnie przyjrzał się omedze. Delikatnie uniósł kąciki ust.

     — Musimy pomówić — warknął Izan, nie spuszczając z niego spojrzenia. Konomi gdzieś zniknął, a było oczywistym, że to sprawka Killiana.

     Mężczyzna mozolnie odstawił kielich na stół.

     — Pierwszemu lordowi nie godzi się przechadzać w obecności kogoś poza królem bez bielizny — rzucił na to, ale Izan, mimo że nie był na taki komentarz przygotowany, zbył go kolejnym warknięciem.

     Nie zerknął nawet, czy przez jego szaty w jakiś sposób coś prześwituje. Najpewniej Killian wiedział, że nie ma na sobie majtek, bo zabrał je ze sobą, gdy wychodził z jego sypialni. Może myślał, że w ten sposób powstrzyma Izana przed opuszczeniem piętra.

     — Gdzie jest Konomi? — zapytał. Odstawił Latema na podłogę, mimo że ten nie miał zamiaru go puszczać. Uśmiechnął się do niego słabo. Miał nadzieję, że ukrył gniew. — Tatuś musi porozmawiać z drugim tatusiem na osobności, ale zaraz wrócimy. Pani się tobą zajmie.

     Poprowadził go do sołtysowej, a potem skręcił do Killiana. Zdziwił się, kiedy jeden z rycerzy zastąpił mu drogę. To nie był jego ochroniarz, tylko mężczyzna, który przyjechał z królem. Osobista gwardia królewska. Na dodatek jego rycerzami były bardzo zaangażowanymi w swoje zadanie alfami, a nie betami, jakie zostały przypisane do niego. Cóż za niesprawiedliwość.

     — Jak mnie nie puścisz, to wypuszczę swoje feromony — powiedział do rycerza, zadzierając głowę. Uśmiechnął się nieprzyjemnie. — A jak król zdążył już poinformować, nie mam na sobie bielizny. Może chcesz sprawdzić?

     Nie minęła sekunda, a Killian już trzymał go za ramię i ciągnął do wyjścia. Choć bolało, to Izan nie oponentował, bo dostał to, czego chciał.

     Rycerze Killiana ruszyli za nimi, ale on odwołał ich ruchem wolnej ręki.

     — Zostańcie.

     Poprowadził chłopaka na drugi koniec domostwa, do wąskiego korytarzyka, i pogrzebał chwilę w kieszeni. Wyciągnął z niej zwiniętą bieliznę Izana, na co ten od razu przypomniał sobie, jaki komentarz rzucił w towarzystwie blisko dziesięciu osób. Wyrwał mu majtki i wsunął je na nogi, starając się z całych sił nie utracić majestatu, jakim powinien emanować mąż króla.

     — Nie wiedziałem, że nie dość, że jesteś zboczeńcem, to jeszcze na dodatek złodziejem bielizny — rzucił Izan.

     — A ja nie wiedziałem, że możesz mnie jeszcze bardziej zaskoczyć. Powiedz, dlaczego tamta omega jest dla ciebie taka ważna? To morderca, nigdy wcześniej cię z nią nie widziałem.

     Nic dziwnego, przecież Izan poznał Konomiego dopiero dzień wcześniej. Mimo to wiedział, dlaczego go broni: omega może i zrobiła coś strasznego, ale nie była potworem. Nie planowała tego, to była zbrodnia w afekcie.

     — Gdybym powiedział ci, żebyś go nie karał, bo uratował mnie przed gwałtem, to byś to zrobił? — zapytał, a jego spojrzenie stało się zimne jak lód. Killian nie wiedział, co to znaczy być bezbronną ofiarą, mieć swojego prześladowcę, oprawcę. Nie miał pojęcia, jak to jest być bitym za czarny kolor skóry jak Izan, albo poniewieranym przez płeć jak Konomi. Dla ludzi z tego świata nie liczył się taki powód jak samoobrona. Myśleli jedynie o tym, że gdy alfa ukaże omegę, to jest dobrze, a jak na odwrót, to trzeba coś zrobić z omegą. Jak Izan miał to wytłumaczyć Killianowi, by do niego dotrzeć? — Wyobraź sobie kogoś, kto straciłby wszystkie względy i wylądował na ulicy. Że przygarnęłaby go alfa, która okazałaby się najgorszym potworem na świecie. Że codziennie myślałby o tym, czy dzisiaj znowu go pobije, wykorzysta i obrazi, a także kiedy pozbawi go życia. I wyobraź sobie, że nagle pojawiam się ja, narażony na ten sam los, jeśli nic z tym nie zrobi. Że zostałbym zgwałcony najpierw przez tę alfę, potem przez jej kolegów, a potem zabity, żebyś o niczym się nie dowiedział.

     Killian słuchał uważnie, a przy końcówce cofnął rękę, którą wyciągnął w kierunku jego biodra. Odchrząknął i uniósł dłoń do jego policzków. Izan dopiero po otarciu łez przez Killiana zdał sobie sprawę, że płacze.

     — Jestem jej wdzięczny za ten ratunek — mruknął mężczyzna, chyba dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, co przeżył Izan w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Może nawet poczuł się źle z myślą, że w dzień po tym wydarzeniu wymusił na nim bliskość. — Ale to nie znaczy, że omegi nie czeka kara.

     Pchnął drzwi obok nich. Izan zorientował się, dlaczego tu zawędrowali — z początku myślał, że Killian chce odciągnąć go od innych, by porozmawiać na osobności, ale teraz zrozumiał, że Konomiemu jeszcze nic się nie stało, że dopiero czeka na osąd.

     Siedział na łóżku w małym pokoiku, który przypominał bardziej składzik. Kostkę miał przykutą łańcuchem do nogi łóżka, a kiedy mężczyźni weszli do środka, chciał się cofnąć, jednak łańcuch mu to uniemożliwił.

     — Wyjdź — powiedział Izan do Killiana, wyczytując ze spojrzenia Konomiego wszystko to, co sam czuł, gdy miał do czynienia z obcą alfą. — On się ciebie boi.

     Król nie oponentował. Wycofał się za drzwi i zamknął je za sobą, ale na pewno został w pobliżu: może aby podsłuchiwać, a może po to, by w razie potrzeby wyciągnąć Izana.

     Chłopak tak ucieszył się na widok Konomiego, któremu zupełnie nic nie dolegało, że łzy na nowo zaczęły płynąć mu z oczu.

     — Matko Boska… — wychrypiał, a nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Klęknął, nie był już w stanie się na nich utrzymać. — Konomi, tak strasznie cię przepraszam… Obiecałem, że nic ci się nie stanie, a nie dotrzymałem tej obietnicy.

     Omega nie odpowiedziała, tylko wbiła spojrzenie w jego kark. Izan zrozumiał, że Konomi patrzy na oznaczenie, które zdążyło się już pewnie pokryć kolorowymi siniakami.

     — Myślałem, że w pałacu masz lepiej — szepnął po chwili, z lękiem obserwując wszystkie ślady, jakie na Izanie pozostawił Killian. — A jednak to oczywiste, że każda omega ma w życiu tak samo.

     Musiał sądzić, że i Sonomiemu działa się krzywda. Że jego oprawcą, w przeciwieństwie do Konomiego, był nie Morvic, a Killian.

     Izan postanowił to na razie zignorować. Musiał sprawić, by omega nie została ukarana tak dotkliwie, jak zapewne każdy poza nim chciałby, aby była.

     — Konomi, opowiedz mi o wszystkim, co nas łączy. Niedawno miałem wypadek i straciłem pamięć, więc cię nie pamiętam. Jesteśmy rodziną, prawda?

     Chłopak spojrzał na niego identycznymi jak jego, miodowymi oczami.

     — Jesteśmy bliźniakami — wyszeptał. — Byliśmy identyczni do czasu, aż pojawiły się cechy naszej drugiej płci. A raczej twoje, bo gdy okazało się, że jesteś omegą, od razu zaczęto myśleć o wydaniu cię za księcia. W wieku pięciu lat rodzice wyrzucili mnie na bruk, bo wtedy — spojrzał na niego z nieukrywanym smutkiem — byłem jeszcze betą. Rok temu zostałem nabytą omegą, i wtedy wszystko się zaczęło.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING