12 Mar

Treningi z Konomim były inne. Niewyćwiczona omega o słabych mięśniach i niemal zerowym refleksie nie mogłaby zrobić Izanowi krzywdy nawet prawdziwym mieczem. Oczywiście on sam niewiele różnił się od brata Sonomiego: na dodatek przez ostatnie skupianie się na książkach stracił kondycję. Wolałby, aby stojący przed nim Killian wcale nie miał broni — czułby się wtedy bezpieczniej, pewniej, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że alfa mogłaby się go pozbyć gołymi rękami, i to bez szczególnego wysiłku.

Killian prezentował się tak majestatycznie jak zawsze. Choć nie miał dziś na sobie królewskich szat zwieńczonych koroną na czubku głowy, a jedynie strój ćwiczebny, nie poprawiło to samopoczucia chłopaka. Zwykle przez bogaty, czarny strój przypominający mundur wojskowy, zdobiony w wielu miejscach złotymi akcentami, nie było widać jego szalenie imponującej postury. Najczęściej nosił do tego parę warstw odzienia, jakby temperatura późnego lata była dla niego za zimna. Dzisiaj jednak, w tylko skórzanym kombinezonie, wszystkie jego mięśnie znacząco się odznaczały, a każde ich napięcie sprawiało, że Izan zastanawiał się, czy ubranie wytrzyma i się nie rozerwie na bicepsach.

Król był wręcz grzesznie umięśniony. Zasugerowanie, że nie potrafi walczyć, było naprawdę nie na miejscu, skoro nagle w oczach omegi jasnym stało się, że Killian wie, jak się ruszać, i robi to nad wyraz często. Do tej pory Izan nie miał okazji, by tak dokładnie przyjrzeć się ciału męża — za każdym razem, gdy wchodzili ze sobą w bliższe relacje, Izan albo miał ruję, albo chwilowy paraliż. Aż do tej chwili nie zdawał sobie sprawy, że sylwetka Killiana była jeszcze lepiej zbudowana od tej jego, gdy przez parę lat żył pracami na budowach. Do tego dochodził jego wzrost — blisko dwa metry, które przy omeżych rozmiarach jakichś stu sześćdziesięciu centymetrów Izana przyprawiały go o dreszcze.

A teraz ten sam gość stał naprzeciw niego, trzymając ćwiczebny miecz zaledwie dwoma palcami, gdy on potrzebował do tego całej ręki.

Izan przełknął ślinę i zerknął szybko na Latema, który z zafascynowaniem im się przyglądał.

— Nie musisz się tak bać. — Usłyszał głos mężczyzny, ale jego prześmiewczy ton nie sprawił, że się rozluźnił. — To tylko trening.

Izan powoli przeniósł na niego wzrok.

— A ty jesteś alfą — rzucił, próbując złapać się ostatniej deski ratunku.

Killian przytaknął z uśmiechem.

— I myślałem, że chcesz nauczyć się walki po to, by móc z alfami konkurować.

Trafił w sedno, to Izan musiał mu przyznać. Nie chciał wyjść na słabego, a także wystraszonego, ale co mógł poradzić, skoro przez tygodnie życia w tym świecie nauczył się, szczególnie ostatnio, że omega nie dałaby rady pokonać nawet mocno upitej alfy? Czy tak już powinno być, że omegi miały w genach słabe ciała, których nie zmienią ciężkie treningi? Przecież od treningów nie urosną, nie zdobędą znaczącej masy mięśniowej, dzięki której będą mogły konkurować z alfami. To było niemożliwe.

Jego wzrok musiał mówić wszystko, bo Killian opuścił miecz.

— Dzisiaj zaczniemy od podstaw — mruknął, wyraźnie zaskoczony zachowaniem męża. Wydawał się nawet zdenerwowany, że jego charakterystyczna zgryźliwość wyparowała, i zastąpiło ją zachowanie typowe dla omegi. — Pokaż mi, jak wymachujesz mieczem.

Izan bez zawahania się zamachnął, nieszczególnie przejmując się tym, czy drewniane ostrze dosięgnie mężczyzny. Miał jednak za krótkie ręce, a Killian o tym wiedział. Nie poruszył się ani o centymetr.

— Teraz lewą ręką.

— Jestem praworęczny — odparł zgryźliwie Izan.

— No to jak ktoś ci odrąbie rękę na wojnie, już po tobie. — Killian uśmiechnął się cynicznie, a chłopaka przeszedł zimny dreszcz. — Nie, żebyś w jakiejś miał uczestniczyć. Ale przyjmijmy, że ktoś kiedyś zaciągnie cię do sypialni, przykuje do ramy łóżka prawą rękę, a po swojej lewej będziesz mieć miecz. Co wtedy zrobisz?

To brzmiało jak coś, czego mógłby się dopuścić tylko król.

— Zamachnę się lewą ręką na łańcuch na prawej. I potem będę walczyć prawą.

Killian pokiwał głową. Właśnie takiej odpowiedzi od niego oczekiwał.

— A żeby to zrobić, musisz się nauczyć machać lewą.

Omega ze zgrzytnięciem zębów przerzuciła miecz do drugiej ręki i machnęła.

— Dobrze. — Wziął do ręki swój miecz. — Staraj się nie myśleć o tym, że z kimś walczysz. Traktuj mnie jak manekina do ćwiczeń, a ja sprawdzę twoje umiejętności.

Izan zmarszczył brwi i zerknął kątem oka na Latema, który wyrywał źdźbła trawy z ziemi i rozrywał je na mniejsze kawałki, uważnie im się przypatrując. Przynajmniej przez większość czasu.

— Nie za szybko?

— A nie chcesz szybko skończyć ze mną tych treningów?

Kolejny punkt dla Killiana.

Ustawili się w nieco większej odległości od siebie. Izan był już rozruszany, więc poczekał, aż mężczyzna rozciągnie mięśnie, z pewnym wstydem odkrywając, że chętnie patrzy na jego napięte ramiona czy brzuch. W jego świecie ktoś taki jak Killian byłby gwiazdorem filmowym — tak daleką dla niego osobistością, że zwykły, szary człowiek jak Izan, mógłby tylko fantazjować, aby go zobaczyć. Tymczasem nie dość, że byli po ślubie, to mieli dziecko, i parę po części pełnych stosunków seksualnych.

No właśnie! Przecież gdyby nie ta cholerna ruja, która tak strasznie podnieciła Killiana, Izan nie musiałby się martwić jego napadami chcicy. Król widział w nim tylko obiekt seksualny, który w pakiecie zapewnił mu dziedzica, a Izan… nie był lepszy, bo postrzegał alfę jako narzędzie do polepszenia bytu ludzi w tym kraju.

— Zaatakuj mnie — rozkazał Killian, nie przyjmując nawet postawy obronnej. Był pewien, że Izan potknie się o swoje buty, nim go dorwie? Dobre sobie. Chłopak skoczył w jego kierunku, a wtedy król się uchylił, i Izan naprawdę prawie że poleciał na ziemię. Natychmiast złapał równowagę i się odwrócił. — Utrzymuj środek ciężkości. Staraj się przewidywać ruchy przeciwnika i nie zakładać z góry, że będzie stał jak słup, aż go dźgniesz.

Pierwszy lord pokiwał żarliwie głową, ze wściekłością obserwując, jak Killian uśmiecha się coraz szerzej. Parę kosmyków wypadło mu z korony włosów. Skoczył po raz drugi.

A potem trzeci, czwarty i piąty. Ani razu nie dotknął Killiana, co musiało go nie tylko cieszyć, ale i nieco frustrować. Może naprawdę miał nadzieję, że zawalczy ze swoim mężem i „przypadkiem” poderżnie mu gardło.

Musieli szybciej skończyć trening, bo Izan nie miał jeszcze odpowiedniej kondycji do długiego wysiłku. Poza tym Latem zaczął robić się senny, zbliżała się pora jego drzemki. Nim mężczyźni się obejrzeli, słońce chyliło się już ku zachodowi, mimo że wydawało się, iż dzień dopiero co się rozpoczął.

Gdy zawędrowali do zamku, Izan słaniał się na nogach. No, może była to pewna przesada. Był zmęczony, a pot lał się z niego strumieniami, jednak cieszyło go to, jak spędził ten czas. Miał wrażenie, że Derrio nauczył go znacznie mniej przez te parę dni, choć w rzeczywistości Killian nie udzielał wcale lepszych wskazówek. Może to przez fakt, że z nim mógł zawalczyć, dotknąć go (oczywiście, tego dziś nie zrobił, ale kto wie, co przyniesie jutro?) i mieć wrażenie, że w końcu ktoś skupia się w pełni na ćwiczeniu go, a nie na tym, by przypadkiem nie musnąć jego dłoni, przez co straciłby rękę.

Gdy z trochę większym optymizmem, niż chciał, zapytał, o której jutro spotkają się na polu treningowym, Killian pokręcił głową. Właśnie tego Izan się obawiał.

— Mam dużo papierkowej roboty. Do tego dochodzą spotkania ze szlachtą, chłopami i tak dalej, a muszę mieć też kiedy odpoczywać.

W jego tonie Izan wyraźnie odczuł komentarz: „A nie chcę tego wolnego czasu przeznaczać na machanie mieczem z jakimś żółtodziobem”.

— Szkoda — mruknął Izan. To nie tak, że spodziewał się czegoś innego. Może właśnie dlatego wymyślił szalony plan, który przeszedł mu przez usta szybciej, niż zdążył się bardziej nad nim zastanowić. — A już myślałem, że po treningach będziemy mogli brać wspólne kąpiele.

Poczekał, aż jego sugestia zawiśnie w powietrzu, i skierował się wraz ze śpiącym mu w ramionach Latemem do komnat. Uśmiechnął się pod nosem, gdy poczuł na barku uścisk dłoni króla.

— Znajdę dla ciebie godzinę dziennie.

— Dwie.

— Półtorej. — Tego Izan już nie skomentował. Podobał mu się wynik.

Miał Killiana w garści.

A przynajmniej tak sądził, póki król nie przekroczył wraz z nim progu.

— Dziś też mieliśmy trening — mruknął mu do ucha. — Mam też nadzieję, że nie będziesz mieć mi za złe, jeśli zostanę w nocy w twoim łożu.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING