22 Mar

Izan obserwował spod przymrużonych powiek, jak służki kręciły się po komnacie — wchodził przez frontowe drzwi i od razu kierowały się do bocznego pomieszczenia, gdzie mieściła się łaźnia. Pomyślał, że gdyby już wymyślono w tym świecie kanalizację, zajęłoby to o wiele mniej czasu, ale po raz pierwszy średniowieczny klimat tego uniwersum mu nie przeszkadzał. Im bardziej odwlekał porę kąpieli, tym lepiej.

Tulił Latema w ramionach, upewniając się, że chłopiec skupi się na bujaniu, a nie na hałasach, które wynikały z przygotowywania łaźni. Musiał też czymś się zająć i udawać, że wcale się nie stresuje, ale chyba wychodziło mu to marnie. Killian zerkał na niego co jakiś czas, stojąc oparty o jedną ze ścian. Nie dość, że stresował jego, to jeszcze służące, które uwijały się jak mrówki w mrowisku. Izan starał się nie myśleć o tym, jakie plotki jutro obiegną pałac. Może pokojówki nie zorientują się, że kąpiel jest dla nich dwóch? Albo pomyślą, że Izan chce po prostu odświeżyć się po treningu i umyć Latema?

Killian, jakby czytając mu w myślach, rzucił w stronę Brigitte:

— Tylko nie wrzucajcie nic, co będzie się pienić.

— Dlaczego? Nie pogardziłbym jakimś kwiatowym olejkiem — mruknął Izan, ostrożnie odkładając synka do łóżka. Chciał uświadomić króla, że jest całkowicie zależny od każdej jego decyzji.

Kąciki ust Killiana się uniosły.

— Żebyś potem nie narzekał, że wszystko w środku cię szczypie — odparł mężczyzna.

Izan udał, że tego nie usłyszał, przykrywając Latema kołdrą. Killian kiwnął na służącą, a ona skłoniła się i przeszła do łaźni. Kilka minut później kąpiel była gotowa, a książę, niestety, nie wyglądał, jakby miał się zaraz przebudzić, dzięki czemu Izan przesunąłby w czasie nieuniknione.

Kiedy pokojówki wyszły, zostawiając ich w komnacie samych, chłopak mozolnie zwlókł się z łóżka i bez słowa przeszedł do łaźni. Wiedział, że tak jak zwykle czeka tam na niego czyste ubranie (o tej porze była to zapewne piżama) i materiał do wytarcia się po myciu. Widok dwóch kompletów go zniesmaczył, bo przypomniał sobie, że Killian zadeklarował zostanie na noc w jego komnacie.

Starał się ignorować słyszane za plecami kroki. Zrzucił z siebie strój treningowy i obmył się z błota i potu w przygotowanej wanience — dopiero potem zwrócił się w kierunku swojego najgorszego dzisiejszego dnia koszmaru. Killian siedział już w wannie, w którym na spokojnie mogły zmieścić się cztery osoby. Najwyraźniej nic nie robił sobie z tego, że również był po treningu, więc wstępne obmycie powinien przeprowadzić w wanience — Izan zaraz przypomniał sobie jednak, że Killian na treningu nie robił praktycznie nic. To omega latała za nim, wymachując mieczem, a on co najwyżej zmęczył się ciągłymi wrednymi uśmieszkami.

Izan wsunął się do wody, starając się nie dotknąć skóry męża. Chociaż wanna była ogromna, to Killian rozwalił się w niej jak jakiś burżuj, co utrudniało zadanie.

Chłopak przycisnął kolana do klatki piersiowej i zaczął rozplątywać fryzurę. Przez to, jak długie miał włosy, musiał nieźle o nie dbać — mógłby je ściąć, ale w sumie mu się podobały, więc nie czuł takiej potrzeby. Miały też platynowy odcień, więc kiedy zaczęłyby siwieć, nic nie byłoby widać.

Sięgnął po jedną z buteleczek i część płynu rozprowadził na kosmykach. Poskręcał je między palcami, by lepiej rozprowadzić specyfik, a potem wsunął się głębiej do wody, żeby zmoczyć włosy. Usłyszał zniecierpliwione westchnienie Killiana.

— Jak długo zamierzasz udawać, że mnie tu nie ma?

— Ja tylko przeprowadzam swoją rutynę — odparł, przymykając powieki. — A to, że ty nie jesteś jej częścią, to już nie moja wina.

— Ktoś tu chyba nie chce trenować — odgryzł się król.

— Nasza umowa zakładała wspólne kąpiele. Siedzimy w jednej wannie, więc jaki masz problem?

Usłyszał chlupot wody. Zanim zdążył otworzyć oczy, Killian siedział już przy nim z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Wyglądał na złego, ale jednocześnie uśmiechał się w jakiś dziwny sposób.

— Jesteś aż tak nieczuły, czy też naiwny? — zapytał. Izan zmył już specyfik z włosów, więc mógł przyglądać się mężczyźnie przez dłuższą chwilę bez obaw, że zaraz podrażni sobie oczy. — W małżeństwie wspólne kąpiele nie oznaczają siedzenia z dala od siebie i zajmowania się tylko swoim ciałem.

Izan westchnął. Wiedział, że nawet wbrew omedze Killian będzie dążył do bliższego kontaktu.

— To nasza pierwsza wspólna kąpiel od dawna, a ty przeżywasz, jakbyśmy byli w separacji.

— To jest nasza pierwsza wspólna kąpiel — poprawił go Killian. — Przed tą trucizną nie dopuszczałeś mnie do siebie na co dzień, tylko w czasie rui.

Och, mała wtopa.

— Pamięć mi jeszcze szwankuje.

— Charakter chyba też.

Izan nagle poczuł gwałtowne szarpnięcie. Przez jedną straszną sekundę myślał, że Killian chce go utopić — że przytrzyma jego głowę pod wodą na tyle długo, że chłopak się udusi. Jeśli w tym świecie opętania ciał przez inne dusze nie były tylko bajkami, a prawdziwym problemem, to Izan nie zdziwiłby się, gdyby król postanowił go wyegzorcyzmować po odkryciu, że tylko podaje się za Sonomiego.

Ale nie. Killian, na całe szczęście, tylko albo aż, usadowił go między swoimi nogami, przyciskając jego plecy do swojej klatki piersiowej. Izan westchnął zaskoczony, przełykając strach. Gdyby Killian postanowił go teraz zabić, nie miałby z nim żadnych szans. Zresztą, jak w każdej innej sytuacji.

— Powiedz mi jeszcze, że takie macanie też jest normalne w małżeństwie — mruknął chłopak, by ukryć swój lęk. Nawet gdyby Killian zmusił go teraz do jakichś nieprzyzwoitych rzeczy, i tak cieszyłby się, że jego życie nie jest zagrożone.

Killian zignorował go i przysunął nos do jego szyi i nabrał głęboko powietrza.

Ładnie pachnie — szepnął, a Izan poczuł, że na jego kość ogonową zaczyna napierać jakiś straszny potwór. Jeśli król podniecił się samym szamponem, to strach pomyśleć, co będzie, jak dostanie rui. — Co to?

— Olejek różany — odparł Izan, przekręcając szyję. Miał nadzieję, że Killian zaraz się od niego odklei, ale on zamiast tego odgarnął mu z karku mokre włosy i przyłożył usta do blizn po ugryzieniach. — Nawet nie próbuj mnie znowu ugryźć. Mamy umowę.

Killian zatoczył językiem krąg wokół ostatnio pozostawionego śladu zębów.

— Wypuść feromony. Chcę je poczuć.

— Jeszcze czego — warknął i spróbował się odsunąć, ale Killian przytrzymał go w miejscu. — Ach, czyli teraz przechodzimy do molestowania?

— Jeśli wypuścisz swoje feromony, w zamian będziesz mógł zrobić ze mną, cokolwiek zechcesz — odparł Killian, uwalniając swój zapach. Od nagłego przypływu mięty i bzu Izanowi zmiękły nogi, ale nie zatracił opanowania. — Wtedy to nie będzie molestowanie, tylko gra wstępna.

— Bardzo śmieszne. Nie mam zamiaru się z tobą pieprzyć.

Mimo tych słów, z ciekawością zaczął wypuszczać feromony. Może i był głupi. Może chciał sprawdzić, jak zareaguje Killian. A może brakowało mu bolca i dostawał pierdolca. W poprzednim życiu jakoś nie miał okazji zastanawiać się nad swoją orientacją, bo liczyła się dla niego głównie praca, ale teraz?

Teraz nie wiedział już, czy to jego omeża strona, czy też niespełnione wariacje z bycia amerykańskim dzieciakiem sprawiły, że przysunął się do Killiana i westchnął, gdy ten zassał się na jego obojczyku.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING