02 May

Był środek lata. Wszystko wokół kwitło na potęgę, pszczoły latały z kwiatka na kwiatek, przenosząc pyłek, a mniej pożyteczne robaki kręciły się przy twarzach ludzi. Izan poczuł ulgę na myśl, że dzisiaj się nie wyperfumował — gdyby tak było, z całą pewnością jakaś muszka wpadłaby mu już do oka, albo nie mógłby opędzić się od owadów. Po kąpieli nie zalatywał potem, a przez lenistwo nie nałożył żadnych pachnideł, więc dla insektów był teraz całkowicie neutralny.


Pierwszy lord zdecydował się wyjść ze swojej komnaty i nie iść dzisiaj do biblioteki z bardzo prostej przyczyny — naiwnie sądził, że zmieniając rutynę, Killian nie znajdzie go w tak ogromnym pałacu, choć, oczywiście, gdyby król chciał z nim porozmawiać, służba odszukałaby omegę w kilka minut. Izanowi może chodziło o samą chęć odwleczenia spotkania tak długo, jak było to możliwe.


Ponadto, odpuszczając Latemowi dzisiejszą naukę, chciał przyjemnie spędzić z nim czas. Ciągle uczył się, jak traktować maluchy, i czasami zdawało mu się, że nie daje z siebie wszystkiego. Książę przez zaniedbanie rodziców został skazany na opiekunki, które całymi dniami trzymały go w komnacie bez jakichkolwiek zabawek czy rozrywki. Nie miał kontaktu z nikim poza nimi, był chorobliwie nieśmiały i bał się alf, co w momencie ukazania się jego drugiej płci mogło stanowić problem. Izan na ten moment był już przekonany, że jego syn okaże się omegą, a nie miał zamiaru patrzeć, jak Latem staje się popychadłem, cieniem samego siebie, bo nie został alfą. Jeśli chłopczyk tylko zechce, to Izan wychowa go na dobrego następcę tronu, który nawet jako omega da radę zapanować nad całym królestwem — ale żeby tego dokonać, Izan najpierw musiał zostać dobrym ojcem, opiekunem i przyjacielem, a jak na razie nie czuł się żadnym z nich. Był outsiderem, który miał pojęcie jedynie o kilku aspektach z życia dziecka. Jeśli chciał mu pomóc, musiał lepiej je poznać, spędzać z nim więcej czasu, a jednocześnie nie trzymać go pod kloszem i pozwolić mu się rozwijać.


Zerknął kątem oka na potężną sylwetkę, która pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Obserwował Latema, który biegał za motylkami wśród kwiatów, ale w tym samym czasie uważał, by zbytnio się nie rozluźnić. Śledził otoczenie, by w razie potrzeby jak najszybciej dostrzec Killiana i schować się przed nim chociażby za drzewem, o które teraz się opierał.


Odetchnął z ulgą, widząc, że zbliżający się do niego mężczyzna to nie król, a Derrio. Gdy strażnik dostrzegł pierwszego lorda, skłonił się, ale nie wyglądał na wyluzowanego. Zapewne martwił się, co powie Izan, skoro przyszedł sam.


— Pierwszy lordzie, przyprowadziłem go zgodnie z rozkazem — powiedział Derrio, stając na baczność. Izan uniósł brwi, ale zanim zdążył coś powiedzieć, mężczyzna sięgnął za swoje plecy i wysunął zza nich chłopca o wyglądzie cherubinka. Pierwszy lord nawet nie dostrzegł, że szedł za Derrio. — To Hael, dziecko królewskich szewców. Jest omegą.


Izan kucnął, choć od razu wydało mu się to niewłaściwe — sam nie miał imponujących rozmiarów, więc gdy się schylił, ze zdziwieniem dostrzegł, jak wysoki jest chłopiec. Może i był szczupły, ale teraz górował nad Izanem. Nie wyglądał na siedem lat, a już tym bardziej na omegę. Omegi zawsze były drobne i niskie, chyba że w tym świecie za dzieciaka szybko rosły do, powiedzmy, stu sześćdziesięciu centymetrów, a potem ich wzrost stawał w miejscu.


Chłopczyk miał jasnobrązowe włosy i nieco ciemniejsze, ale wciąż brązowe oczy. Był blady, chyba ze strachu, ale nie wyglądał mizernie — znacznie wyższy od Latema, miał przy tym trochę więcej ciałka od niego. Izan zwrócił uwagę na jego strój: typowe, dworskie ubrania szlacheckie. Jak powiedział Derrio, to synek królewskich szewców, więc żył ponad stan, a jednak strażnik uznał, że to nie wystarcza, by mógł bawić się z Latemem? Chyba że przyczyną tak naprawdę nie był status, a płeć omegi, tak wykluczanej w każdym możliwym towarzystwie.


Hael, widząc, jak intensywnie przygląda mu się pierwszy lord, przełknął ślinę i ścisnął Derrio za płaszcz. Już na pierwszy rzut oka było widać, że chce się za nim schować, ale chyba przez strach albo szacunek do męża króla stał i pozwalał się oglądać.


Izan uśmiechnął się do chłopca, mając nadzieję, że nie wygląda to jak wyraz obleśnego starego dziada.


— Cześć, Hael. Jestem Sonomi, miło mi cię poznać. — Postanowił nie wystawiać do niego ręki na powitanie, żeby jeszcze bardziej go nie zestresować. — Poprosiłem, żebyś dzisiaj do nas dołączył, bo słyszałem, że jesteś prawie w wieku mojego synka.


— K-księcia? — wybąkał Hael, a jego oczy gwałtownie się rozszerzyły.
Izan uspokoił go kolejnym uśmiechem, choć sądził, że niedługo nastanie katastrofa.


— Tak, ale się nie martw. Latem to bardzo fajny chłopak, na pewno się polubicie i razem będziecie się bawić. Nie musisz przejmować się ani moim, ani jego statusem. Po prostu zachowuj się, jakbyśmy byli zwykłymi ludźmi, dobrze?


Hael sztywno skinął głową, a po skroni Izana spłynęła kropelka potu. Nie miał pojęcia, że rozmowa z siedmiolatkiem może być tak trudna. Ostatnio, gdy miał do czynienia z tak nieśmiałym chłopcem, szybko przeciągnął go na swoją stronę i trochę otworzył go na świat, ale jak będzie teraz?


— Latem! — zawołał Izan, kierując spojrzenie na rząd wysokich kwiatów, wokół których kłębiło się mnóstwo pszczół.


Książę wysunął głowę zza jednego z nich i z zaciekawieniem spojrzał na tatę. Widząc jednak, że obok niego stoi jakiś inny chłopczyk, znowu schował głowę za kwiat, nawet nie odpowiadając.


Izan westchnął. Zerknął na Derrio, Haela, pozostałych gwardzistów i Konomiego, którzy towarzyszyli im w ogrodzie. Podniósł się z ziemi i ruszył śladem Latema. Najwyraźniej właśnie teraz nastał moment, gdy chłopiec postanowił na powrót stać się nieśmiały.


Gdy omega znalazła go po chwili, kucającego w kwiatkach i zerkającego przez łodygi na grupkę zebranych, nie mogła się nie rozczulić. Jakim cudem tak uroczy brzdąc powstał z okropnego Killiana i przygniecionego ciężarem życia Sonomiego?


Podniósł go z ziemi i przycisnął do piersi.


— Wstydzisz się? — zapytał, a mała główka kiwnęła, łaskocząc go w brodę loczkami. — Spokojnie, nic się nie stało. Chcesz poznać nowego kolegę? Będziemy mogli pobawić się z nim w chowanego. — Latem ponownie skinął. Całe szczęście, bo Izan był już bliski rezygnacji ze swojego planu poznania chłopca z innymi dziećmi.


Wrócili do grupki. Pierwszy lord odstawił księcia na ziemię, a po krótkim zapoznaniu obu chłopców zaczęła się zabawa. Nie wyglądało to perfekcyjnie — dwa brzdące i sześciu dorosłych, z czego czterech miało na sobie hałasujące, ciężkie zbroje. Strażnicy już po kilku chwilach byli tak zgrzani zabawą na słońcu, że Izan nie tylko kazał im pójść do cienia i czegoś się napić, ale również zaczął się zastanawiać nad tym, by jakoś inaczej rozplanować stroje gwardii. Poza pałacem, na polu bitwy albo na nieprzyjaznym terenie — w porządku, to dla środków ostrożności, ale zbroja na dworze, gdzie nie było żadnych niebezpieczeństw? Izan musiał pogadać o tym z Killianem.


Wzdrygnął się na wspomnienie tego imienia, ale było to nic w porównaniu z sytuacją, która nadeszła parę chwil później. Przez nadchodzący zewsząd zapach kwiatów Izan w pierwszej chwili nie wyczuł subtelnej zmiany w powietrzu. Nie zauważył, że pyłki zostały uzupełnione zapachem mięty i bzu.


Gdy odwrócił się jako jeden z pierwszych, spostrzegł Killiana skrytego w cieniu jednej z kolumn. Miał na sobie nie ciężki, czarny płaszcz z wieloma ozdobami, a prosto wykonany strój ćwiczebny. Jednak to nie ubranie przykuło uwagę omegi, a wyraz twarzy Killiana, który wyglądał, jakby miał w kilka chwil rozszarpać Izana.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING