22 May

Izan udawał, że wszystko jest okej, chociaż wcale nie było.


Killian zostawił go bez słowa, znikając pośród kwiatów. Szczęśliwym trafem poszedł w zupełnie innym kierunku niż ten, z którego obaj udali się parę minut wcześniej, więc gdy Izan doszedł do siebie i wrócił do grupki, nie musiał martwić się o męża. Jako że spotkanie niemal dopiero co się rozpoczęło, nie zamierzał zabierać Latema i kończyć zabawy. Jeszcze przez jakiś czas, gdy chłopcy ganiali się po placu, a strażnicy mieli na nich oko, siedział w cieniu kolumny, uśmiechając się lekko i wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt. Nawet nie spostrzegł, gdy podszedł do niego Konomi.


Konomi. Izan poczuł się jeszcze gorzej, jeśli było to tylko możliwe. Przed chwilą kazał Killianowi znaleźć sobie inną omegę, a kto mógł być łatwiejszym celem od kopii Sonomiego, która nie stawiałaby oporu? Powinien ukryć chłopaka na czas poszukiwań swojego zastępcy. Chociaż wiele omeg zabiłoby za taki los — wyjście za króla i urodzenie mu dziecka — to Izan wiedział, że Konomi po czymś takim mógłby się nie podnieść. Powinien na kilka dni wyprowadzić go z zamku. No bo poszukiwania nowego pierwszego lorda nie mogły zająć dłużej niż tydzień, prawda?


— Powiedz mi, co się dzieje. — Konomi usiadł obok niego na marmurowych schodkach. On, w przeciwieństwie do Izana, badał jego twarz, a nie niebo.


— Nic — odparł Izan. Miał nadzieję, że zabrzmiało to szczerze, ale Konomi pokręcił głową.


— Raz dałem ci się oszukać, drugi raz się nie nabiorę. — Ściszył głos, przysunął się do jego ucha. — Dotrzymałeś obietnicy i nikt nie dowiedział się o Morviku. Wiedz, że ja też nikomu nie pisnę ani słówka.
Izan w końcu na niego spojrzał. Wpatrując się w twarz identyczną jak ta Sonomiego — w jego delikatne rysy, zmartwioną minę i życzliwie miodowe oczy, Izan nie mógł uwierzyć, że Konomi zamordował drugiego człowieka.


Ale co takiego Izan mógłby mu powiedzieć? Że ma gorszy dzień, bo właśnie uświadomił sobie, że jego marzenia i plany, by polepszyć omegom życie w tym kraju, okazały się aż nazbyt nierealne? Że na własne życzenie osunął się w cień, a Killian już teraz musi przebierać w setkach kandydatów na zajęcie jego miejsca?


Uśmiechnął się pokrzepiająco.


— To naprawdę nic takiego.


Jeśli chciał go uratować, musiał szybko zaplanować mu ucieczkę z pałacu. Tylko jak? Zorganizować powóz, bagaże, a przede wszystkim dobrą wymówkę, dla której dwie omegi mogłyby wybrać się same poza zamkowe mury bez obstawy i króla. Chociaż, gdyby nakłonić strażników do pomocy w udawanym rozboju, wymknięciu się Konomiego albo czegoś takiego...


— No to pójdę zapytać króla, co ci jest.


Ręka Izana wystrzeliła w górę szybciej, niż ten zdążył to zauważyć. Chwycił brata za nadgarstek i powiedział błagalnym tonem:


— Nie idź do niego...


Konomi, wpatrując się w jego przedramię, skinął głową. Izan dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że na nadgarstku ma ślady po palcach. Albo to Killian ścisnął go naprawdę mocno, albo to skóra omegi była wyjątkowo delikatna, skoro już pojawiły się na niej siniaki.


— Wieczorem wszystko mi opowiesz. — Nie spuszczał wzroku z jego ręki. — I nie pominiesz żadnego szczegółu.


***


Izan czuł, że nie ma sensu dłużej kłamać. Początkowo zakładał, że jeśli powie Konomiemu, że nic go nie trapi, on mu uwierzy, ale tak się nie stało. Było dokładnie tak, jak chłopak powiedział: drugi raz nie dał się nabrać. Wtedy, na porannym treningu, Izan mógł się skrywać i utrzymywać maskę, ale teraz, gdy Konomi wiedział, że coś było naprawdę źle, musiał walczyć z samym sobą, by jakoś wytłumaczyć mu zaistniałą sytuację.


Spotkali się w komnacie Konomiego. Po tym, jak Latem poszedł spać, ściskając pod pachą swoją pluszową żabkę, a Killian postanowił się nie zjawić, mieli czas dla siebie. Braci, choć byli identyczni z wyglądu, różniło wiele cech. Gdyby Konomi spotkał się z Sonomim w czasie, gdy ten nie stał się jeszcze Izanem, z całą pewnością byliby do siebie podobni również z charakteru. Izan był jednak odważny, cyniczny, pomysłowy, a nabyta omega skryta, nieśmiała, nieszukająca problemów. Do tej pory ich spotkania wyglądały tak, że pierwszy lord rozczulał się nad tym, jak biedny był Konomi: skrzywdzony najpierw przez rodziców, potem przez osobę, której postanowił powierzyć swoje życie. Jego nieporadność w wielu kwestiach sprawiała, że Izan litował się nad nim, choć wiedział, że Konomi by tego nie chciał — łączyło ich to, że mieli swoją dumę.


Teraz jednak, siedząc obok siebie na łóżku, było zupełnie na odwrót. To nie Konomi był w tej sytuacji biednym, skrzywdzonym człowiekiem, któremu należało pomóc poprzez dobre rady, a Izan. Brat siedział tak blisko, że chłopak odczuwał ciepło jego ciała. Zerkając kątem oka na skórę Konomiego, opaloną i mniej chorobliwą niż niegdyś, Izan ucieszył się, że zaczyna mu się polepszać. Konomi więcej jadł, więc zaczął nabierać tłuszczu, który powoli przysłaniał chorobliwie wystające obojczyki, żebra czy inne części ciała.


Na myśl o jedzeniu, brzuch Izana dał znać, że nie spożył kolacji, ale chłopak zignorował to bolesne ssanie. Nie zjadł też za dużo na obiad i śniadanie, ale nie czuł głodu. Organizm na pewno reagował tak przez stres, bo Izan nie potrzebował jedzenia. Choć było gorąco, mało dziś też wypił, ale oprócz bólu głowy, na pewno również wywołanego stresem, nic mu nie doskwierało.


Konomi westchnął cicho. Było po nim widać, że nie czuje się pewnie i prawdopodobnie po raz pierwszy w życiu przeprowadza podobną rozmowę.


— Może zacznij od tego, co stało się wczoraj wieczorem. Po tym, jak król wszedł do twojej sypialni.


Komnata Konomiego miała identyczne rozmiary jak ta Izana. Opcje były dwie: albo w tym korytarzu każdy pokój był zrobiony jednakowo, by pomieścić, załóżmy, konkubentów, i by żaden z nich nie poczuł się lepiej albo gorzej przez inny rozmiar pomieszczenia, albo Sonomi wybrał sobie zupełnie losową komnatę do zamieszkania, nie przejmując się jej prezencją, a identyczny wygląd sypialni obok to czysty przypadek. Wyposażenie znacząco się jednak różniło — Konomi miał u siebie mniejsze łóżko, które z trudem mogło pomieścić dwie osoby, a poza tym na biurku leżało znacznie mniej książek niż u Izana. Omega w pewnym momencie postarała się nawet, by w jej sypialni znalazł się potężny regał, którego nie było u Konomiego. Izan teraz miał ochotę spalić wszystkie te książki albo oddać je do biblioteki, by jakaś omega z przyszłości mogła karmić się takimi samymi głupimi marzeniami o równości jak on.


— Dobierał się do mnie, a ja spanikowałem — odparł miękko Izan. — To naprawdę nic takiego.


Znów mówił ten sam frazes, który z wiadomych przyczyn nie działał na Konomiego. Mimo to Izan dalej łudził się, że jeśli będzie powtarzać, że wszystko u niego dobrze, to brat w końcu w to uwierzy, a może nawet on sam da temu wiarę.


— No a czemu spanikowałeś?


— No bo... — zawiesił się.


Dalsza część zdania nie chciała przejść mu przez usta. „No bo to tak bardzo przypominało mi to, co chciał zrobić Morvic"? A kim Izan był, żeby mówić coś takiego Konomiemu, wielokrotnej ofierze gwałtów, pobić i innych nadużyć właśnie ze strony tej obrzydliwej alfy? Izan w jednej chwili pojął, jak złym pomysłem była ta rozmowa. Rozmowa właśnie z Konomim. Jak omega, która przeżyła coś takiego na własnej skórze, miała wysłuchać jego historii o „zaledwie" próbie gwałtu? Przecież to jak wyśmianie Konomiego, jak zawołanie: „Nie obchodzi mnie, że tobie stało się coś strasznego, bo słuchaj, ja mam gorzej!". Zacisnął usta w wąską linię, mając nadzieję, że jeśli to przemilczy, to temat zniknie.


— Kiedy król przyjechał wtedy na wieś i cię ugryzł, nie panikowałeś. — Konomi nie dawał za wygraną. — Co się zmieni... Ach. — Izan uniósł wzrok. Zdawało mu się, że spojrzenie Konomiego mówi wszystko. Wszystko to, czego nie chciałby nigdy usłyszeć. — Chodzi o Morvika?
Izan ze zdziwieniem zauważył, że pole widzenia mu się rozmywa. W oczach pojawiły się łzy, ale czemu? Przecież nie miał powodów, by się nad sobą użalać. Ostatecznie nic mu się nie stało, a Konomi miał gorzej. Izan powinien zamknąć wspomnienie o próbie wykorzystania głęboko w sobie, i żyć dalej, a nie rozklejać się jak jakaś głupia omega, którą przecież, w końcu, był.


— To naprawdę... — szepnął, ale głos mu się załamał. Nie mógł powiedzieć nic więcej, żal ścisnął go za gardło.


Zacisnął powieki, ale jego stan wcale się nie poprawił. Co więcej, było tylko gorzej — wraz z zamkniętymi oczami nadszedł do niego obraz Morvika, który rozerwał mu szatę i bieliznę, a teraz, pojąc się krzykami i błaganiami Izana, ściągał własne spodnie. Co z tego, że chłopak doskonale wiedział, że alfa już nie żyła, ba! własnymi rękami wykopał mu grób, gdzie Morvic miał spoczywać bez wiedzy nikogo poza Izanem i Konomim. Co z tego, że jego już nie było, skoro wspomnienia zostały i wracały do niego jak bumerang w najmniej spodziewanych momentach? Gdyby nie ta sytuacja w łaźni, ten głupi knebel, Izan miło spędziłby wieczór z Killianem, a nie wracał znów do tego samego, błahego wydarzenia.


Tylko że dla niego wcale nie było ono tak naprawdę błahe. Zrozumiał to w momencie, gdy poczuł otulające go ramiona Konomiego, i bez chwili wahania się rozkleił. Nie miał siły, by przeciwstawiać się łzom i poczuciu beznadziei. Mógł udawać sobie silną, opanowaną omegę, ale dziś... dziś postanowił choć raz wyrzucić z siebie wszystko, co go dręczyło, i to nie za pomocą samych łez, ale również słów. Przy Killianie nie mógł się otworzyć, bo nie byli ze sobą blisko, ale sytuacja z Konomim przedstawiała się inaczej. Może jako ofiary podobnych, choć nie identycznych wydarzeń, mogli znaleźć wspólny język? Nagle kategoryzowanie, który z nich miał gorzej, przestało mieć znaczenie. Każdy człowiek miał inny próg wytrzymałości. Konomi najwyraźniej radził sobie z tym lepiej, bo spotykało go to od najmłodszych lat, ale Izan, dla którego do tej pory najgorsze było pobicie, nie mógł znieść tak wiele.


— To było straszne... — wyjęczał, zarzucając Konomiemu ręce na szyję. Wtulił się z niego, a po chwili do jego nozdrzy dotarł zapach malin i pokrzyw. Chociaż było to zaskakujące połączenie, to feromony Konomiego go uspokoiły.


Siedzieli tak jeszcze przez chwilę w ciszy, a potem Izan zaczął opowiadać.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING