01 Jun

Minęły trzy dni, nim w pełni doszedł do siebie. Początkowo sądził, że gdy poleży kilka godzin i się naje, to gorączka zniknie, jednak tej nie dało się zbić ani zimnymi okładami i odpoczywaniem, ani lekami, jakie pozostawił medyk. Ostatecznie Izan dowiedział się o ciele Sonomiego paru nowych rzeczy: chociaż chłopak był odporny na słabe trucizny, to przy przeziębieniu jego ciało ledwo się ruszało. Może taki był urok omegi, a może Izan, w poprzednim życiu obdarzony sporą dawką zdrowia, nie miał pojęcia, jak kiepsko inni ludzi mogą znosić choroby.


Gdy pewnego ranka obudził się bez nieprzyjemnego uczucia gorąca, natychmiast kazał zawołać do siebie medyka, by ten oszacował postępy. Mimo że często obecność pokojówek nieodstępujących jego łóżka na krok była męcząca, to cieszył się, że sam nie musi fatygować się z wieloma rzeczami.


Podczas gdy Pam poszła po lekarza, a Bena po śniadanie, Brigitte została w komnacie, którą chwilowo przejął od Konomiego, aby dalej doglądać lorda. Ten, poczuwszy się zdrów jak ryba, nie tracił na nic czasu. Od razu doskoczył do biurka, pochwycił kartkę papieru i zaczął skrobać po niej ołówkiem.


— Brigitte — zwrócił się do służącej — przyślij do mnie Latema i Konomiego.


Kobieta skinęła głową i wycofał się z pokoju. Izan wiedział, że zbyt wiele czasu zmarnował na leżenie w łóżku. Konomi przynosił mu informacje z dworu, a z nich wynikało, że na razie król nawet nie zaczął się starać o szukanie nowego męża, więc albo Izan miał niewiarygodne szczęście i Killian jednak nie chciał się go pozbyć, albo mężczyzna po prostu czekał, aż omega padnie przez gorączkę, by jako świeży wdowiec na spokojnie znaleźć sobie kandydata.


Jeśli władca dowie się, że Izan wyzdrowiał, niewątpliwie do niego przyjdzie — zapewne po to, by go dobić i upozorować wszystko na nieszczęśliwy wypadek czy samobójstwo.


Ach, gdyby tylko prawdziwy Killian był taki jak ten, który przychodził do niego w snach, gdy męczyły go majaki... Tamten był opiekuńczy, nie użalał się, że Izan go wkurza, nie próbował dobierać mu się do gaci i na każdą wątpliwość Izana odpowiadał, że ten nie ma czym się martwić.


Konomi wszedł z Latemem na rękach, ale odstawił go już w progu, gdy chłopiec zaczął się rzucać, chcąc jak najszybciej dostać się do taty. Izan pochwycił chłopca w ramiona i ucałował go w czubek głowy. Aż do tej chwili nie miał pojęcia, jak bardzo tęsknił za synkiem. Wiedział, że nie powinien trzymać go tak blisko siebie przez chorobę, ale instynkt podpowiadał mu, by wyściskać malca za trzy dni niewidzenia się. Wypuścił nawet trochę feromonów, bo wiedział, że to uspokoi Latema.


Uśmiechnął się do Konomiego. Nie tylko był mu wdzięczny za zajęcie się dzieckiem, ale miał również nadzieję, że brat pomoże mu szybko zrealizować plany.


— Wszystko przygotowałeś?


Chłopak skinął głową, zerkając na Latema, który zatopił główkę w piersiach Izana. Może cieszył się, że pozbył się roli opiekunki, a może zastanawiał nad tym, jak by to było, gdyby nie utracił swojej ciąży.


— Wszystko jest pod łóżkiem w twojej komnacie.


Izan przytaknął w zamyśleniu.


— A więc teraz tylko szukamy okazji, co? — Zamilkł, zerkając na stojącą przy drzwiach Brigitte. Wiedział, że służka była mu oddana, więc nawet gdyby zaczęła coś podejrzewać, pewnie nie wspomniałaby o tym królowi. — Dziś w nocy?


— Jeśli mogę coś zasugerować — wtrąciła się kobieta, poprawiając fałdy sukni — sugerowałabym wybrać inny dzień. Dziś ma odbyć się przyjęcie.


Izan uniósł brwi i zerknął na nią pytająco. Przyjęcie? Dlatego, że wrócił do zdrowia, czy dlatego, że Killian znalazł dla niego zastępstwo?


— A z jakiej to okazji?


Wskazała na Latema.


— Książę obchodzi dziś swoje urodziny.


Dziecko uniosło głowę i wyszczerzyło ząbki, jakby doskonale wiedziało, że urodziny oznaczają górę prezentów, słodki tort, imprezę i zero ucieczek z pałacu.


— Mam juś pięć jatek!


Izan przytulił go mocniej do piersi i pogłaskał po włosach. Matko, i on dowiaduje się teraz nie tylko o dacie jego urodzin, ale i o tym, ile lat kończy jego syn?!


No dobra, są rzeczy ważne i ważniejsze. Ucieczka i ratowanie własnej dupy poczekają, Latem musi zjeść tort i dostać prezenty.


— A jak będzie wyglądało przyjęcie?


Zupełnie nie przejął się tym, że Brigitte właśnie potwierdziła, że wie o jego planach. Najwyraźniej musiał mówić coś o tym w sennych majakach, a teraz nic z tego nie pamiętał.


— Będzie to spore wydarzenie — powiedziała. — Większość dzieci ukazuje cechy swojej drugiej płci właśnie w okolicach piątych urodzin, dlatego z całą pewnością nie zabraknie na przyjęciu przedstawicieli znakomitych rodów, być może nawet spoza kraju.


— A to dlaczego? — zainteresował się Izan, podczas gdy Konomi zjeżył się jak kot.


— Bo przyjadą ze swoimi dziećmi — odparł za służącą. — Zależnie od tego, kim okaże się Latem, będą starać się go zeswatać. Jeśli będzie alfą, natychmiast rzucą się na niego rodzice omeg, a jeśli omegą, to alf.


Izana nie dziwiło, skąd u Konomiego pojawiła się taka wiedza — pamiętał, że chłopak stracił dom właśnie przez to, że w wieku pięciu lat nie okazał cech ani alfy, ani omegi, co dla rodziców było ogromnym rozczarowaniem.


— Sam zostałeś przyrzeczony królowi w wieku pięciu lat, pierwszy lordzie — dodała Brigitte, jakby sądziła, że dla Izana ta informacja wyda się potrzebną. Ten przełknął ślinę.


— Tak wcześnie?


— Rodzice pierwszego lorda od razu przybyli na dwór, by zaprezentować cię parze królewskiej. Początkowo byli niechętni, bo liczyli na lepszą partię... — przerwała, jakby spodziewała się nagany, ale Izan tylko machnął ręką, by kontynuowała: — ale gdy książę Killian wyraził pierwszym lordem zainteresowanie, zgodzili się.


— Jak ja go niby zainteresowałem? — mruknął pod nosem chłopak.
Zastanawiał się, co miał w głowie mały Killian, że wybrał Sonomiego na swojego męża. Jak zdążył udowodnić na początku ich znajomości, był raczej rozpieszczonym paniczem, który mógł przebierać w setkach kandydatów.


Brigitte uśmiechnęła się nieśmiało.


— Wydaje mi się, że to przez kolor włosów. Uznał, że będziecie stanowili dla siebie ciekawy kontrast.


Izan prychnął.


— On i ta jego ciekawość... — Przycisnął Latema do piersi jeszcze mocniej, jakby chciał go obronić przed całym złem tego świata. — Brigitte, a kiedy za niego wyszedłem?


Każda okazja do pogłębiania wiedzy na temat przeszłości Sonomiego była dobra do wykorzystania.


— W dziewiętnaste urodziny króla, rok po jego koronacji... — Zamyśliła się. — Ty miałeś wtedy piętnaście i minęło sześć...


Matko, czyli dobrze liczył, że wylądował w zbyt podejrzanie młodym ciele jak na osobę, która urodziła parę lat wcześniej dziecko. Skoro wyszedł za Killiana na piętnastkę, w okolicach szesnastych urodzin musiał wydać na świat Latema, a teraz miał ze dwadzieścia jeden... Ten średniowieczny świat go przerażał.


Po chwili milczenia powiedział w końcu:


— O której zaczyna się przyjęcie?


— Wieczorem.


— Znakomicie — odparł i odstawił Latema na ziemię. Przyjrzał się jego pucułowatym policzkom, wciąż zbyt chudemu ciałku, czarnym lokom i miodowym oczkom. Nie odda tego szkraba nikomu, choćby była to najlepsza partia pod słońcem. — Zorganizuj nam krawca, fryzjera, maki... kogoś od ogólnego poprawiania wyglądu — poprawił się, bo nie wiedział, czy termin „makijażysta" obowiązuje w tym świecie — i parę służących do pomocy. Wszyscy mają zjawić się w mojej komnacie z niezbędnymi materiałami za godzinę, gdy zjemy śniadanie.


Niech te wszystkie znakomite rody wiedzą, że nie mają do Latema, a tym bardziej do jego ojca-omegi, żadnego podjazdu.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING