Korciło go, aby czym prędzej odnaleźć króla i zjechać go z góry na dół za rzucenie własnego dziecka na wychowanie opiekunkom. Drobna postura chłopca wskazywała na to, że albo jest omegą, albo wyjątkowo zagłodzonym brzdącem. Jeśli władca odtrącił syna dlatego, że omegi nie powinny zasiadać na tronie, a jak już, to tylko u boku alfy, to Izan miał jeszcze jeden powód, aby nakopać mężowi.
No i co myślał sobie Sonomi? Próbował odebrać sobie kilkukrotnie życie, aż w końcu mu się to udało. Zamierzał zostawić malucha na pastwę ojca-tyrana i opiekunek, które ewidentnie nie dbały o dziecko? Jaka była z niego matka? Czy tam tata, kto to tam wie.
Latem był mały, ale w jego wieku dzieci powinny być rozbrykane, szczęśliwe, gadatliwe. On jednak był chorobliwie nieśmiały, non stop płakał z byle przyczyny, a co delikatniejszy podmuch wiatru mógłby go przewrócić. Nie tak powinno być. Nie tak powinien wyglądać i zachowywać się następca tronu albo jakiekolwiek dziecko.
Choć Izan nie miał z nim nic wspólnego, postanowił zająć się nim osobiście. Skoro to było jego dziecko, choć tylko cieleśnie, musiał się nim zaopiekować. Nie ufał służącym, które ewidentnie ograniczały swoją troskę jedynie do pilnowania, aby królewski potomek nie wyziął ducha. A przecież Latem był taki drobny, blady jak on sam, cichy i wycofany — nie mogło tak być!
Teraz na dworze rozniosła się kolejna plotka a propos pierwszego lorda — nie tylko powstał z martwych, stracił pamięć, całkowicie się zmienił. Teraz nawet zainteresował się swoim synem i opiekował się nim od rana do nocy, nie dopuszczając do niego innych. Kazał przemeblować swoją sypialnię tak, aby znalazło się w niej miejsce na biurko, przy którym mógł się uczyć. Brigitte oponentowała, kiedy uznał, że wielkie łoże jest niepraktycznie, i kazał je wynieść. Nie miała jednak nic do gadania i jakiś czas później na miejsce tego olbrzymiego mebla został wniesiony nowy, mniejszy, choć mogły pomieścić się na nim dwie osoby. Właśnie o to chodziło Izanowi.
Status Sonomiego pozwolił mu w pół dnia zmienić sypialnię nie do poznania — z wyglądu pokoju jakiejś depresyjnej damulki, teraz widok przywodził na myśl pokój studiującej matki małego dziecka.
W kącie znalazła się strefa do zabaw, obok łóżka i zdala od kominka. Izan pierwotnie chciał rozkazać zdjęcie zabezpieczenia na palenisku, ale po krótkim namyśle z tego zrezygnował. Nie byłoby miło, gdyby Latem się poparzył, choć zabezpieczenie zostało przecież zrobione z myślą o destrukcyjnych zapędach Sonomiego.
On sam zajął przeciwległy kąt, w którym stanęło biurko, a obok niego regał na książki i notatki. Nie planował póki co sprowadzać do pokoju połowy biblioteki, więc tyle miejsca mu wystarczało.
Spali wspólnie. Izan obawiał się, że dla Latema nie będzie to miłe doświadczenie — on sam nie chciałby przecież spać w łóżku z obcym, starszym gościem — ale okazało się, że panicz był bardziej ufny, niż można by zakładać. Kolejna rzecz, nad którą trzeba popracować.
Kilka kolejnych dni wyglądało niemal tak samo — Izan budził się o świcie, a do czasu, aż Latem się nie budził, wchłaniał wiedzę z ksiąg przyniesionych wcześniejszego wieczora z biblioteki. Kiedy chłopiec zaczynał się już niespokojnie wiercić w pościeli, Izan kazał pokojówkom zrobić im coś do jedzenia. Gdy jedli, wypytywał dziecko o najróżniejsze rzeczy — co chce dzisiaj robić, co lubi, a czego nie, jak bawiło się poprzedniego dnia. Kiedy był jeszcze Izanem, tym we własnym ciele, matka nie pozwalała mu odzywać się w trakcie posiłków, bo nie było to zbyt eleganckie. Ale jako że jej tu nie było, a on sam został rodzicem z przypadku, postanowił być matką na luzie. Choć oczywiście pilnował, aby Latem najpierw przełknął, a dopiero później się odzywał.
Po śniadaniu wychodzili na spacer — panicz zabierał ze sobą pluszową żabkę z naszytą na głowie koroną, a Izan odnosił książki, które zdążył już przeczytać. Zabawka była jego pomysłem — Latem nie miał dosłownie niczego poza ubrankami, gdy wprowadzał się do jego komnat. Krew gotowała się z Izanie na samą myśl, jak zaniedbano to dziecko, ale powtarzał sobie, że nie jest to wystarczający powód, aby ściąć głupie opiekunki malucha.
Wracając, kazał uszyć krawcowi kilka przytulanek. Żabka była jego autorskim pomysłem — wcale nie zaczerpniętym z bajki o „Księżniczce i żabie”. Po prostu pierwszy lord uznał, że miłoby zasugerować, że ten, kto nosi koronę, jest oślizgłą ropuchą. Nie spodziewał się jednak, że żabka stanie się ulubioną zabawką księcia. Teraz Izan częściej oglądał się przez ramię, zupełnie jakby spodziewał się, że zaraz ktoś zetnie mu głowę, uznając zabawkę za akt zdrady i zamach na króla.
Po paru godzinach spędzonych w bibliotece wychodzili się przewietrzyć i coś zjeść. Po obiedzie przychodziła pora drzemki Latema, wymęczonego nauką czytania i pisania, jaką fundował mu nowy tata. Może był na to za mały, może i nie — Izan uznał jednak, że gdyby czegoś z nim nie robił, chłopiec zanudziłby się w bibliotece na śmierć. Kiedy mężczyzna upewniał się, że Latem śpi, wychodził z sypialni i wracał do biblioteki, aby tym razem uczyć się historii królestwa i innych przydatnych tutaj nauk.
Po upływie kolejnych paru godzin powracał do swoich komnat z niedoczytanymi księgami. Odpoczywał, czekając na przebudzenie panicza, a potem bawił się z nim w kąciku, nieraz udając damę w opresji, którą ratowała dzielna żabka. Czuł, że dzięki tym zabawom zbliża się do chłopca, a on się przed nim otwiera — nie czuł wtedy cringe’u, myślał nawet, że zaskakuje samego siebie podejściem do malucha. Nigdy wcześniej nie opiekował się dzieckiem, ale wyglądało na to, że całkiem nieźle mu to szło.
Po zabawie, albo bezpośrednio przed nią, jedli kolację, a potem pierwszy lord opowiadał Latemowi bajki — zwykle przytaczał po prostu historie ze swojego poprzedniego życia, tuląc malucha do piersi i wspominając czasy, które przecież wcale nie były takie odległe. Gdyby nie ten wypadek, o tej porze właśnie wracałby z pracy, której nie znosił. Przyszedłby do pustego mieszkania, w którym nikt na niego nie czekał.
Zerkał wtedy na przysypiającego malucha i stwierdzał, że taki obrót spraw nawet go cieszył. Z każdym kolejnym dniem zacieśniał więzy z synkiem i próbował odnaleźć się w tym nowym świecie. Póki co mu wychodziło.
A przynajmniej do momentu, aż na jego drodze ponownie stanął król.