29 Dec

     W komnacie panowała przyjemna cisza — przynajmniej pozornie, bo przerywały ją miarowe oddechy malca zanurzonego w ogromnym łożu, a także palce Izana, który niecierpliwie stukały o powierzchnię biurka.

     — Napatrzyłeś się już? — zapytał, skanując spojrzeniem Killiana, który pochylał się nad twarzą chłopca i uważnie mu się przyglądał.

     Czyżby nie widział go tak dawno, że zapomniał, jak wyglądał jego syn? A może doszukiwał się na jego twarzy oznak zaniedbania, które wytknął pierwszy lord?

     W każdym razie, patrząc na to z boku, było to co najmniej niepokojące.

     — Dlaczego się nim opiekujesz? — odparł na to król, unosząc głowę. Podszedł do Izana, a jako że ten siedział, wydał mu się jeszcze wyższy i postawniejszy. — Skąd taka zmiana?

     Oczywiście nie mógł mu powiedzieć, że wychował się na blokowiskach, a przez ciemny kolor skóry dzieci z sąsiedztwa śmiały się z niego, gdy chodził brudny i głodny, że powinien wracać do Afryki i ulepić sobie dom z łajna, skoro nie miał dachu nad głową.

     — Dzieci potrzebują opieki — mruknął. Miał wrażenie, że tylko powtarza swoje słowa z ogrodu, ale nie wiedział, co innego mógł powiedzieć, aby się nie zdradzić. — Potrzebują kogoś, kto będzie się nimi interesować, żeby nie wyrosnąć na dorosłych, którzy myślą, że do niczego się nie nadają.

     — Latem zostanie królem. Nie czeka go taki los — skwitował jego słowa Killian.

     Izan prychnął.

     — Status nie wpłynie na to, czy będzie kochał życie.

     Milczeli tak przez chwilę, wpatrzeni w siebie. Zdawało się, że obaj starają się wyciągnąć z tego drugiego jakieś informacje za pomocą samego spojrzenia. W końcu król przemówił:

     — A więc nienawidzisz swojego życia, Sonomi?

     „Tak”, przyszło mu na myśl. Zaraz jednak ponownie się zastanowił. Nie był już Izanem, jego dawne życie, jakkolwiek by wyglądało, przepadło. Teraz żył jako pierwszy lord, mąż króla, najważniejsza omega w państwie. Omega nienawidzona przez wszystkich, z licznymi bliznami i próbami zabójstwa na koncie, która nie miała wsparcia z niczyjej strony.

     No cóż, Izan przywykł już mniej więcej do takiego stanu rzeczy jako jedyny czarnoskóry w dzielnicy białych.

     — Jestem tu od paru tygodni — odparł, nawiązując do swojego magicznego ozdrowienia po spożyciu trucizny. — To za krótko, żebym mógł to stwierdzić, ale powiem ci, że póki co mi się podoba.

     Nie kłamał po to, by utrzeć władcy nosa. Nie stwierdził faktu też dlatego, że w tym życiu miał status i ogromne bogactwa. Po prostu zaczynanie od nowa go ekscytowało, uczenie się tego świata było niesamowicie ujmujące.

     Killian uśmiechnął się zadziornie.

     — Opiekunki zostaną wyrzucone z zamku. Gdybyś czegoś potrzebował, nie bój się do mnie przyjść.

     — Nie potrzebuję twojej pomocy — prychnął Izan.

     Uśmiech króla tylko się poszerzył. Niespodziewanie do nozdrzy chłopaka dotarł zapach mięty i bzu, tak intensywny i przytłaczający, że natychmiast zatkał nos i odkaszlnął.

     — Wygląda na to — zaczął Killian — że już niedługo się to zmieni. Twoje feromony zaczynają wariować w odpowiedzi na moje, czyli zbliża ci się ruja.

     Izan żałował, że zgodnie z logiką tego świata nie wyczuwał własnego zapachu. Król tymczasem twierdził, że czuł jego feromony. Chłopak wiedział, co to oznacza. Jeśli nie nauczy się nad nimi panować, w niedługim czasie zacznie się u niego ruja, którą będzie mógł opanować albo za sprawą odczekania kilku dni w samotności z niemęczącą się ręką, albo jednej wizyty u Killiana, która kto wie, czy nie skończy się ciążą.

     Przeszedł go dreszcz.

     — To przez amnezję — odburknął. — Przez nią straciłem zdolność kontrolowania feromonów. Nie ma mowy o żadnej rui.

     Killian pokiwał głową, ale nie wydawał się przekonany.

     — Oczywiście — przytaknął i ruszył w kierunku drzwi. — Ucz się więc pilnie nad nimi panować, bo mogą mnie tu przypadkiem przywiać.

     Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Izan odetchnął głęboko, opierając dłoń na policzku. Było wyraźnie cieplejsze. Czyżby to pierwsza oznaka rui?

     Dopadł do lustra, ale spostrzegł w nim tylko wychudzoną twarz pokrytą intensywnym rumieńcem. nie dowierzał, że feromony alfy tak na niego zadziałały. Co prawda czuł je pierwszy raz w życiu, więc nie mógł być na nie przygotowany, ale żeby zadziałały jak afrodyzjak…?

     Jeśli Killian miał rację i do Izana wielkimi krokami zbliżała się ruja, musiał coś z tym zrobić.

     Zapanuje nad instynktami, nauczy się je tłumić tak, że ruja szybko minie, a król nawet się o niej nie dowie.

     To był szczytny cel. Oby tylko się nie okazało, że wręcz niewykonalny.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING