29 Dec

Uwaga! Występuje scena +18!

     Jak szybko się okazało, nie pomogła ani medytacja, ani joga (całe szczęście, że żadna ze służących nie widziała jego wygibasów), ani hipnoza (choć to może dlatego, że kazał machać Latemowi sobie przed twarzą złotym łańcuszkiem, nie mając lepszego pomysłu na to, jak powinien przebiegać seans). Pozostawała mu więc siła woli i potajemna wizyta u królewskiego medyka, którego ledwo przekonał do nie dzielenia się tymi odwiedzinami z królem. Co prawda groźbą, że jakby jakaś informacja wyciekła, to oskarżyłby go o dobieranie mu się do tyłka, ale się udało. Jego ruja musiała pozostać w sekrecie za wszelką cenę.

     Nie miał nawet pojęcia, jak mu się to udało, ale po sterroryzowaniu połowy zamku zorganizował małemu jego własną komnatę. Wiedział, że dziecko na pewno już wcześniej musiało mieć gdzieś swój pokój, a przez pewien czas mieszkało z nim tylko przez jego zachciankę, jednak uznał, że ta przygotowana przez niego sypialnia będzie tylko chwilowa. Jak wszystko się skończy, Latem wróci do niego, swojego kącika zabaw i ciepłego łóżka. Razem z synem do sąsiedniej komnaty oddelegował także służące, wraz ze szczegółową listą, jak powinny zajmować się księciem. Zaskakujące, że minęło zaledwie pół miesiąca, od kiedy zaopiekował się chłopcem, a już traktował go jak własnego syna. Choć, co prawda, to był jego syn.

     Oczywiście o przygotowaniach nie wiedział nikt — służki, medyk i strażnicy poznali tylko ogólny zarys sytuacji i otrzymali jasny zakaz rozgłaszania tego dalej. Sonomi mógł być tylko drobną omegą, ale z Izanem w jego ciele stawał się mężczyzną o potężnym statusie, który sprawnie go wykorzystywał. „Szepnij królowi o mojej rui, a zawiśniesz”... I te sprawy.

     Oczywiście groźby były tylko czczym gadaniem, w końcu chłopak nie miał zamiaru nikogo karać. Im jednak więcej czasu mijało, tym bardziej obawiał się nadchodzącej rui i wizji seksu z Killianem, który mógłby poskutkować ciążą.

     Podczas swojej wizyty u medyka poprosił nie tylko o jakieś rady na przeczekanie rui i leki ją łagodzące — na wszelki wypadek napomknął o prezerwatywach, co, jak się okazało, było bezcelowe, bo w tym świecie nawet ich nie znano. Cudownie.

     Wraz jednak z biegiem czasu zaczął odczuwać w sobie zmianę — i nie pod względem nadchodzącej chcicy, lecz opanowania. Faktycznie, miał wrażenie, jakby opanował swoje feromony. Może do zawładnięcia nad nimi wystarczyło zaakceptować fakt, że się tego nie zrobi? Z początku Izan uznał opanowanie swojego zapachu jak próbę kontrolowania potu. Okazało się jednak, że było to dużo prostsze i, co ważniejsze, realne.

     Kiedy więc pewnego dnia, akurat po kolacji, którą zjadł wspólnie z synkiem (tak jak inne posiłki, póki czuł się jeszcze dysponowany), ktoś zapukał do drzwi, nie zaczął się niepokoić. Odłożył księgę o ciąży omeg na bok, ówcześnie zaznaczając stronę zakładką, i podszedł do wejścia. Zazgrzytał zębami, gdy zza powłoki dotarł do niego nikły zapach mięty i bzu.

     Unormował oddech i otworzył drzwi, przybierając na twarz obojętny wyraz. Nie musiał się nawet szczególnie starać — najwyraźniej wszystkie te dni wypełnione zamartwianiem się sprawiły, że w ostateczności sytuacja, której tak bardzo się bał, wydawała mu się już zwyczajna.

     — A cóż sprowadza waszą wysokość w moje skromne progi? — zapytał.

     Król był taki jak zawsze — można by nawet rzec, że po całym dniu pracy cienie pod jego oczami i blada cera odbierały mu uroku, a jednak… Izanowi wydał się dziwnie ujmujący, jakby właśnie widział przed sobą modela. W poprzednim życiu, gdy był dzieciakiem, znalazł w jakimś magazynie zdjęcie mężczyzny tak rozbrajająco przystojnego, że aż zaniemówił. Wtedy myślał, że po prostu chciałby wyglądać jak on. Teraz jednak, patrząc z perspektywy czasu odkrył, że jego uczucia były z goła inne. Chciał, żeby tamten model był jego, by mógł go dotknąć, przytulić, poczuć. A teraz, gdy stał przed nim jego mąż, czuł to samo, ale sto razy mocniej. Tym jednak razem nie była to jedynie postać z magazynu, a człowiek z krwi i kości, który naprawdę był jego, a za kilka chwil faktycznie mógłby się w niego wtulić, poczuć jego zapach i ciepło, upoić się jego feromonami, zobaczyć, jak dobry jest w łóżku…

     Uniósł brew, widząc w rękach Killiana stos ubrań. Wpatrywał się w niego przez chwilę, a następnie jego wzrok skierował się na twarz mężczyzny. Czerwone oczy jeszcze nigdy tak bardzo go do siebie nie przyciągały.

     Poczuł, jak feromony mimowolnie zaczynają z niego wypływać. Natychmiast je w sobie zatrzymał, mentalną ręką łapiąc je wszystkie i łącząc do kupy.

     — Chyba nie zamierzasz tu nocować? — zadał kolejne pytanie, a mimo to przepuścił Killiana w drzwiach. Nie własnowolnie, w gwoli ścisłości. Ten po prostu się obok niego przepchał.

     Król zostawił stosik na łóżku i rozejrzał się po pomieszczeniu. Izan wyczuł, że coś jest nie tak. Kiedy mężczyzna w końcu przemówił, jego mąż zdał sobie sprawę, co tak go niepokoiło.

     — Gdzie Latem?

     — W kąpieli — odparł zbyt szybko.

     Może i wzbudził tym samym u króla jakieś podejrzenia, ale nawet jeśli, to on tego nie pokazał.

     Killian przestał się rozglądać i do niego podszedł. Znowu zrobił ten sam numer, co ostatnio — niespodziewanie wypuścił swoje feromony, ale Izan był już na to przygotowany. Co prawda nie wcisnął sobie wcześniej do nosa kawałków waty, ale miał nadzieję, że siła woli sprawi, że jakoś to wytrzyma.

     Poszło zaskakująco gładko, mimo że od zapachu zaczęło kręcić mu się w głowie.

     Killiana najwyraźniej zadowoliło jego samozaparcie, bo uśmiechnął się, zahamował feromony i pochylił nad jego uchem.

     — Jesteś ciekawszy, niż sądziłem — szepnął ochryple. Włoski na skórze Izana stanęły dęba. I nie tylko włoski. — Te ubrania są nasączone moim zapachem, pomogą ci w trakcie rui. Ale gdyby nie wystarczyły… — musnął wargami płatek jego ucha, pozostawiając na nim mokry, palący ślad — to poślij po mnie służącą. Masz nie wychodzić z komnaty w takim stanie.

     — W jakim stanie? — prychnął. Czuł, jak palą go policzki, ale głos miał zaskakująco opanowany. — Nic mi nie jest. Możesz też zabrać te swoje przepocone ciuchy, nie będę sobie walić do twojego zapachu.

     Król zmierzył go spojrzeniem pełnym politowania.

     — Czyli mam przyjść jutro, żeby sprawdzić, czy nadal nic ci nie będzie?

     Pewność siebie opuściła chłopaka w jednej chwili.

     — Nie, wasza wysokość — odparł mrukliwie. — Pewnie będziesz zmęczony po całym dniu pracy. Nie przeznaczaj swojego czasu na martwienie się o mnie.

     Killian odsunął się i skierował w stronę drzwi. Przez moment Izanowi wydawało się, że dostrzega w jego spojrzeniu złość i odrazę.

     — Możesz mnie interesować, ale nie myśl sobie, że coś dla mnie znaczysz — prychnął.

     Zanim do Izana dotarło, co takiego usłyszał, drzwi za królem zdążyły się już zamknąć. Chłopak dopadł do nich najszybciej, jak tylko potrafił, zakluczył każdy z zamków i wypuścił wstrzymywane feromony.

     Nareszcie poczuł, jakby mógł odetchnąć pełną piersią. Osunął się po powłoce na ziemię i odgarnął z czoła kilka kosmyków. Czuł w spodniach nieprzyjemną ciasnotę, a także ściekający wzdłuż ud śluz wywołany podnieceniem.

     — Skoro się o mnie nie martwisz — sarknął, dźwigając się na miękkie nogi — to czemu po prostu mnie nie wykorzystasz, zamiast przynosić mi ciuchy do masturbacji?

     Podszedł do stosu na łóżku. Położył się obok niego i, choć początkowo zakładał, że wrzuci go do jednej z szuflad, szybko skapitulował. Wyhaczył wzrokiem koszule. Same, zupełnie jakby oddanie akurat tej części garderoby nie było dla władcy stratą.

     Mimo początkowego oporu, ciasnota w spodniach i wylewające się z niego soki sprawiły, że Izan szybko dorwał jedną z nich i przycisnął do piersi.

     Cholera, to będzie długa noc.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING