(UWAGA! Występuje gwałt)
Gdy słyszę w uszach ten niski głos, natychmiast dociera do mnie, co się dzieje. Próbuję wstać, będąc pod wpływem paniki, ale kostki szczelnie owija mi syreni ogon. Co więcej, czuję dziwny zapach, który sprawia, że słabnę. Nie mam nawet siły, by ponownie się podnieść i spróbować uciec.
Ten tryton mnie prześladował i chce się ze mną sparować.
Gdy merfolk podpełza do przodu i kładzie ręce po obu stronach mojego ciała, ta myśl uderza we mnie jeszcze mocniej. Czuję tak wielki wstyd, że przyćmiewa on wcześniejszy strach.
Pospiesznie przyciskam do jego podbródka łokieć, żeby się do mnie nie zbliżył, i staram się opanować nerwy. Chociaż nie mam pojęcia, jak zmusił Davisa do posłuchania go, teraz już wiem, że tryton rozumie prosty angielski i można się z nim porozumieć.
— Słuchaj, Agares, źle to zrozumiałeś. Nie jestem…
Boże, Desharow, co z ciebie za debil!
Kiedy wypowiadam te słowa, od razu mam ochotę przywalić sobie w twarz. Wypowiedzenie tych trzech sylab w takim momencie jest istną głupotą. To praktycznie tak, jakbym odpowiadał na jego zaloty!
I faktycznie chyba tak właśnie jest. Tryton robi podekscytowaną minę, wyciąga czubek języka i opuszcza głowę, by polizać mój nadgarstek. Następnie przykłada usta do wystającego stawu na moim nadgarstku i zaczyna go gwałtownie ssać. Wygląda to tak, jakby rozkoszował się delikatnością mięsa swojej ofiary. Mam wrażenie, że teraz bliżej mu do lubieżnego demona niż dzikiej bestii.
— Kurwa, nie rób tego!
Natychmiast wyrywam rękę, zupełnie jakby poraził mnie prąd, a potem przyciskam dłoń do klatki piersiowej merfolka, by go odepchnąć. Nic to nie daje; zamiast tego czuję, jakby dotykał twardej, mokrej skały, po której ślizgają mi się palce.
Nagle tryton łapie moje dłonie w swoje szpony, podczas gdy jego druga ręka owija się wokół mojej szyi i unosi nieco moją górną część ciała. Dzięki temu udaje mu się opuścić głowę i obwąchać moją szyję. Nie mija sekunda, a zaczyna lizać moją skórę, sunąc językiem w górę.
— Nie, ty szalona bestio! Jestem facetem!
Próbuję odwrócić głowę, żeby uniknąć jego zbliżających się ust, ale moje ciało zachowuje się tak, jakby było pod wpływem jakiejś magicznej siły, która zabrania mi się ruszyć. W tej chwili czuję, jakbym to ja był trytonem, pozbawionym wody, sparaliżowanym i leżącym na suchym lądzie.
To uczucie jest okropne. Zdecydowanie bardziej od tego, które towarzyszy młodym kadetom po rozpoczęciu nauki w szkole wojskowej, gdy zostają zastraszeni przez starszych chłopaków. Nie chcę być jak kobieta, która chętnie ulega mężczyźnie!
Nie jestem w stanie jednak przekonać Agaresa, który jest teraz strasznie napalony, by przestał. Mogę tylko wyrzucać z siebie kolejne przekleństwa.
Tryton uśmiecha się delikatnie, patrząc w moją stronę. Jabłko Adama na jego szyi podskakuje, a przełknięcie śliny odbija się głośnym echem, zupełnie tak, jakby był szalenie głodny. Jego źrenice błyszczą przerażającym pożądaniem.
Lubieżny demon. Ta myśl znowu pojawia mi się w głowie.
Wiem, że nazywanie tak merfolka, przedstawiciela mistycznego gatunku, jest niewłaściwe. Tryton ma przystojną i czarującą twarz, ale jej pożądliwy wyraz sprawia, że nie mogę nie odnieść wrażenia, że aktorzy z filmów dla dorosłych nie mogą się z nim równać. Gdybym zobaczył go na ulicy jako zwykłego człowieka, pomyślałbym pewnie, że jest skrajnie uzależniony od seksu i nawet intensywne pieprzenie się przez cały dzień mu nie wystarcza.
Wyraźnie czuję, jak gruby narząd płciowy wyrasta z jego podbrzusznej błony i niespokojnie ociera się o moje nogi. Niedługo wyładuje na mnie całe swoje pożądanie!
Gdybym wiedział wcześniej o rui trytona, nawet bym się do niego nie zbliżał. Niech ktoś przyjdzie i mnie uratuje!
Krzyczę w myślach, bo gardło mi się ściska i nie wychodzi z niego nic poza ochrypłymi słowami:
— Puść mnie! Pamiętaj, że to nie morze, tylko terytorium człowieka! Wracaj do siebie!
— Ja… A… ga… res… De… sha… row…
Po tym, jak merfolk spojrzał na moją wściekłą minę, pochylił się do mojego ucha i zaczął szeptać właśnie te słowa. Teraz z jego gardła wydobywają się głębokie, ciężkie wibracje, a gorące powietrze otula moją szyję, przez co cały drżę.
Jaka jest różnica między tymi słowami a: „Chcę cię przelecieć, Desharow”? Co za bezwstydna bestia…
Nadal się szarpię, unikając jego ust, ale przez unieruchomione nad głową ręce nie mogę powstrzymać trytona przed sunięciem językiem w dół mojej szyi. Kiedy dociera do wrażliwego jabłka Adama, z zapałem je ssie i gryzie.
Śliski i parzący język zassiewa fragment mojej szyi, a następnie powraca do płatka ucha, sprawiając, że w mózgu tworzy mi się papka i jestem odrętwiały. Każda część mojego ciała, którą dotknął, parzy. Nawet ciężki zapach wiszący w powietrzu, gdy tylko na mnie opada, powoduje u mnie podniecenie i niecierpliwość. Ciało lekko mi drży.
— Przestań, nie liż już, bo inaczej cię zabiję.
Tryton unosi głowę i zerka na mnie spod przymrużonych powiek. Jego brwi znajdują się tak wysoko, jakby pytał, czy moja groźba jest prawdziwa, czy może to tylko nieśmieszny żart.
Wciągam głęboko zimne powietrze, kiedy wyczuwam, że coś zaraz się stanie. W następnej sekundzie moje przypuszczenie się potwierdza, gdy Agares opuszcza głowę, a na moją twarz spada cień. Wtedy też coś ciepłego i miękkiego dotyka moich ust.
On… właśnie mnie całuje.
Ta myśl uderza we mnie jak grom. Jego zapach zanurza się w moich nozdrzach i umyśle jak potężny wodny prąd, pozbywając się resztek siły, jaka mi została. Nie mogę nawet zacisnąć zębów, co skutkuje tym, że merfolk wciska mi do ust gorący język i ociera go o mój, zupełnie jak lubieżny wąż.
Dolna szczęka mi drętwieje, gdy zdaję sobie sprawę, że po obojczyku spływa mi ślina tworząca wilgotne pasmo. Agares odrywa usta od moich warg i oblizuje mój obojczyk. Nie mija sekunda, a rozrywa moje cienkie, szpitalne ubranie zębami. Ostrożnie obwąchuje moją nagą klatkę piersiową i zatrzymuje się nad sutkiem, pozwalając, by gorące powietrze z jego ust opadło właśnie tam.
Unoszę drżącą szyję, żeby spojrzeć na klatkę piersiową. Tryton patrzy na mnie z zadowolonym wyrazem twarzy i zaczyna lizać tę bezużyteczną część na mojej piersi. Zanim jestem w stanie zrozumieć, co się dzieje, merfolk zaciska wargi na moim sutku i go ssie, delikatnie go przy tym podgryzając.
Bez zastanowienia wyginam się w łuk, gdy czubkiem języka zahacza o mój sutek. Unoszę szyję wyżej, chcąc krzyczeć, ale z gardła wychodzi mi jedynie wstydliwy jęk.
Gdyby zobaczył mnie teraz ktoś niepożądany, mógłby pomyśleć, że jestem napalony nie mniej niż tryton, ale ja po prostu nie mogę kontrolować swojego ciała.
Zaciskam powieki, nie chcąc widzieć tego obrazu.
Kiedy już ostatecznie się poddaję, twardy, mokry ogon trytona wciska się między moje nogi i wypełnia powstałą szczelinę. Jego zadziwiająco dużych rozmiarów penis ociera się o mój, znacznie mniejszy, skryty jedynie pod materiałem majtek.
Agares zaczyna kołysać ogonem, rytmicznie ocierając się o rozcięcie na moich pośladkach.