— Desharow, na pewno chcesz poświęcić się badaniem Nocnego Demona? Wiesz, że może cię to kosztować życie? Merfolki… to bestie pożerające ludzi.
Staruszka wpatruje się w ciemną i ponurą taflę morza, ale jej spojrzenie wskazuje na to, że szuka czegoś znacznie odleglejszego. Każda zmarszczka na jej twarzy drga tak, jakby kobieta zatracała się w ponurym wspomnieniu.
Wciągam silny rybi zapach niesiony przez fale i kiwam głową.
— Słyszałem plotki na ten temat, ale nie ma jednoznacznych dowodów, więc… To właściwie powód, dlaczego się z tobą spotkałem. — Delikatnie kładę dłoń na jej zgiętych palcach i próbuję ją przekonać, by kontynuowała: — Proszę, opowiedz mi o syrenie, którą widziałaś z wraku. Nie sądzisz, że wyrzucenie z siebie tego wszystkiego ci pomoże? Jeśli mi o tym opowiesz, może będę w stanie ci pomóc i cię to uspokoi.
Kiedy odwraca głowę w moją stronę, wydaje się całkiem poruszona. Oczy wypełnione mrokiem odbijają światło znajdujące się na mną, a mina nie wskazuje na żadne emocje. Kobieta uważnie się we mnie wpatruje. Jej palce zaciskają się na moim nadgarstku, a paznokcie prawie wbijają się w skórę. Wygląda na to, że chce sprawdzić, czy jestem z nią szczery. Zerkam na nią ze zdecydowaniem, opierając się uczuciu, że jest psychicznie chora.
Bez względu na to, co powiedział mi wcześniej pan Shinichi, nie chciałem porzucać nadziei, nawet jeśli okazałoby się, że zeznania świadka, który napotkał syrenę na wraku statku, są fałszywe.
Staruszka wzdycha głęboko i przymyka powieki. Po zamknięciu oczu ich kontury straciły swoją ostrość i zaczęły się poruszać. Wskazuje to na to, że kobieta od wielu lat podróżuje po morzu. Ten czas musiał ją wiele kosztować, więc wstrzymuję oddech i czekam, aż przemówi.
Po długim milczeniu staruszka ponownie wzdycha i zaczyna chaotycznie opowiadać:
— Kiedyś ja i moi towarzysze byliśmy tacy sami jak ty. Marzyliśmy o zobaczeniu syreny. Nasz statek od kilku miesięcy kręcił się na wodach, gdzie ponoć je widziano. Pewnego dnia udało nam się złapać samca, ale nie podejrzewaliśmy, że okaże się on potworem z najmroczniejszych głębin… Najpierw głęboko nabiera powietrza, jakby oceniał, czy zasługujesz na bycie jego ofiarą… a jeśli twój zapach mu się nie spodoba, w jednej chwili łamie ci kark i rozrywa na kawałki. — Przy mówieniu ostatniego zdania jej oddech stał się krótki i przyspieszony, a potem nagle otworzyła oczy. — To był prawdziwy koszmar. Widziałam, jak łapie kilka moich towarzyszy i ich pożera… T-tylko ja… tylko ja przeżyłam, bo schowałam się w kabinie. Nie odważyłam się wydać z siebie żadnego odgłosu, nawet kiedy ten drań zabrał mi syna i zaciągnął go na dno oceanu… Tak strasznie tego żałuję… Żałuję…
Powtarza te trzy sylaby w kółko, kręcąc głową. Psychoza nawróciła. Łapię ją za ramiona i próbuję wstrzyknąć w jedno z nich środek uspokajający. Właśnie w tym momencie kobieta posyła mi spojrzenie nasączone demencją, a jej uschnięta, starcza dłoń chwyta mnie za kołnierz i ciągnie do siebie.
— Desharow, uwierz mi. Jeśli będziesz chciał spotkać Nocnego Demona, on to wyczuje… Tacy jak on lubią młodych, pięknych ludzi o dobrych zapachach… Jesteś… taki sam jak mój syn…
Oszałamia mnie jej wypełniona szaleństwem wypowiedź, choć zdaję sobie sprawę, że jest to tylko gadanie urojonej osoby.
Czuję niespodziewane uderzenie w ramię. Odwracam się i spostrzegam pana Shinichiego, który już dawno zmarł. Jego twarz jego blada i opuchnięta, a całe ciało oblepiają wodorosty. Puste oczodoły nie odbijają żadnego światła.
— Desharow, zaufaj jej słowom. Poznasz te merfolki…
Przerażony cofam się o krok, ale wyczuwam, że coś jest nie tak. Spoglądam w dół i zauważam, że dolna połowa mojego ciała pokrywa się łuskami. Zamiast nóg, mam srebrnoszary ogon.
♦♦♦
— Ach!
Wybudzam się z koszmaru z krzykiem, a moje ciało oblewa się zimnym potem. Natychmiast odrzucam okrywający mnie koc i zerkam w dół. Moje nogi są całkowicie normalne. Mam na sobie szpitalne spodnie, a po ogonie nie ma ani śladu.
Dlaczego śniło mi się coś takiego? To wydarzenie sprzed paru lat, na dodatek widziałem pana Shinichiego, a on już nie żyje.
Przypominam sobie słowa staruszki i przerażający wygląd trupa. Po plecach przebiega mi dreszcz. Nie miałem pojęcia, że przepowiednia, iż kiedyś spotkam takiego merfolka, okaże się prawdziwa.
Ale dlaczego tak właściwie jestem w łóżku? Nie powinienem być w laboratorium głębinowym i razem z Davisem badać trytona?
A, no tak. Davis nagle oszalał i go wypuścił! Ale… co stało się potem?
Staram się sobie wszystko przypomnieć, ale ostatnim, co pamiętam, to merfolk wypełzający zza włazu. Później mam lukę, a następnie… pojawił się ten koszmar.
Co tam się stało?
Dotykam spoconego czoła i wyczuwam podwyższoną temperaturę. Mam lekką gorączkę. Postanawiam wziąć prysznic, żeby się ocucić, ale kiedy tylko się poruszam, czuję palący ból w dolnej części ciała. Wszystko poniżej pasa jest jak z galarety, słabe i niezdolne do normalnego funkcjonowania. To tak, jakbym nie miał kręgosłupa, a moje pośladki zostały wywrócone na lewą stronę.
Jak to możliwe? Może w panice zacząłem uciekać, spadłem ze schodów i nie tylko obiłem sobie przy tym tyłek, ale także zemdlałem? Dotykam pośladków. W mojej głowie pojawia się tylko jedno sensowne wyjaśnienie tego bólu.
Właśnie w tym momencie drzwi do pomieszczenia stają otworem, a zza nich rozlega się dźwięk skórzanych butów. Kroki cichną tuż przed wejściem.