28 Dec

     Zbliżam się do szczytu wzniesienia, cicho stawiając kolejne kroki. Nawet gdy staję obok trytona, ten nie reaguje, wciąż spokojnie dryfując. Najwyraźniej podczas snu nie jest aż tak ostrożny.

     Nie opuszczam gardy, wykorzystując spokojny stan trytona, żeby móc go poobserwować. Odkładam świetlówkę na bok, włączam noktowizor w kamerze DV i przysuwam się do szklanej ściany zbiornika. Zaczynam robić zdjęcia pod różnymi kątami, od ogona aż po głowę merfolka. W półmroku widzę, jak ogon trytona owija się wokół skupiska roślin wodnych niczym pyton. Jego trzy płetwy ogonowe zachodzą na siebie jak czarny dym, co przypomina mi atrament rozpylany przez mątwy.

     Nie mogę powstrzymać myśli, że spotkanie go podczas nurkowania w głębinach oceanu — wyglądającego tak upiornie, zupełnie jak demon z piekła — byłoby dość przerażającym przeżyciem.

     Nie jestem w stanie dokładnie zmierzyć jego dolnej części ciała. Na oko są to w przybliżeniu około dwa metry długości. Jeśli dodać do tego długość górnej części ciała, tryton mierzy mniej więcej tyle samo, co dorosły samiec żarłacza tygrysiego1. Ciekawe, czy ich wskaźnik agresji również znajduje się na podobnym poziomie.

     Nadal o tym myślę, gdy ustawiam kamerę pod innym kątem i filmuję ogon trytona od tyłu do przodu. Na nagraniu uchwycam część jego pleców, co przez chwilę daje mi do myślenia. Podczas wyławiania go, wtedy na pokładzie, nie przyjrzałem się merfolkowi zbyt dokładnie i uznałem, że jego górna część ciała nie przypomina ludzkiej. Teraz jednak widzę, że na ciele trytona znajduje się warstwa świecącej substancji, która przypomina skórę belugi2. Sprawia to, że słabo świeci w wodzie, sprawiając wrażenie, jakby tak naprawdę był jedynie przywidzeniem.

     Ponadto nie mówię tylko o nim — cała ta sytuacja wydaje mi się nierealna i istnieje spore prawdopodobieństwo, że jedynie śnię.

     Czy merfolki pochodzą z tego świata? A może w najgłębszych odmętach oceanów istnieje inna planeta, o której nikt z nas nawet nie wiedział?

     Potrząsam głową i zmuszam się do skupienia myśli na tym, co dzieje się obecnie. Cholera, czemu w ogóle to sobie wyobrażam? Gdyby Rhine usłyszał teraz moje myśli, na pewno by mnie wyśmiał — i to głośno, żeby jeszcze bardziej mnie zirytować.

     Przecież przede mną znajduje się tryton, a mimo to nadal wyobrażam sobie nie wiadomo co!

     Kiedy kończę kpić z samego siebie, ponownie skupiam wzrok na skórze merfolka. Musi mieć ochronną błonę śluzową, inaczej po dłuższym przebywaniu w wodzie na jego ciele pojawiłyby się zmarszczki, tak charakterystyczne dla ludzi. Jego skóra wygląda jednak na gładką, choć zapewne jest twarda i wytrzymała jak u rekina.

     Kiedy tylko to sobie wyobrażam, w mojej głowie natychmiast pojawia się chęć dotknięcia jego skóry. W tym samym momencie na kamerze DV dostrzegam coś dziwnego.

     Na potężnym, smukłym ramieniu trytona widnieje spora rana. Choć nie krwawi, skóra jest rozcięta, przez co widać kryjące się pod nią mięśnie i otaczające je ślady zębów, prawdopodobnie rekinich.

     Natychmiast się napinam. Nic dziwnego, że jest taki spokojny, skoro już przed znieczuleniem musiał być osłabiony.

     Całe szczęście, że na wszelki wypadek zabrałem ze sobą apteczkę. Błyskawicznie odkładam kamerę i wchodzę na szczyt zbiornika. Po chwili dostrzegam pod sobą nieznacznie poruszający się cień. Być może jest to spowodowane moimi nagłymi, pospiesznymi krokami. Nie mija sporo czasu, gdy cień unosi się w moją stronę.

     Tryton znajduje się pod moimi stopami. Z tą świadomością biorę głęboki oddech i spoglądam w dół.

     Staję na pół okrągłej metalowej platformie, która jest używana przez opiekunów do karmienia. Przez mały otwór widzę odbicie światła, ale po trytonie ani śladu.

     Plusk…

     Pode mną wydobywa się odgłos rwących prądów, a światło widoczne przez otwór nagle przygasa. Matowy, rozmyty kolor, zupełnie inny od wody w zbiorniku, przemyka pod otworem. Merfolk przepływa na drugą stronę platformy, czyli do przezroczystych szklanych drzwi, które stanowią jedyne wyjście ze zbiornika.

     Nie chcę ich otwierać przez wgląd na czyhające za nimi niebezpieczeństwo, jednak pewnie nie ma lepszego sposobu na poradzenie sobie z raną trytona. Nie mam zamiaru pozwolić mu umrzeć przez jakąś infekcję.

     Dotykam pistoletu anestezjologicznego, który trzymam za paskiem. Po dłoni spływa mi cienka warstwa potu, jednak trudno mi się powstrzymać z podekscytowania.

     To twój pierwszy bezpośredni kontakt z żywym merfolkiem. Nie waż mi się teraz wycofać, Desharow, i się uspokój.

     Waham się przez sekundę, a potem ruszam krok po kroku do barierki, wpatrując się w koszmarny cień pod wodą. Wyciągam rękę, chwytam klamkę i powoli za nią ciągnę. Przestaję, gdy drzwi otwierają się na szerokość, która może pomieścić tylko jedną osobę.

     Nawet jeśli będę opatrywał trytona, a on w tym czasie mnie zaatakuje, wąska szczelina na pewno ograniczy mu ruchy i dzięki temu dam radę się wycofać.

     Klękam na jedno kolano. Gdy cień trytona powoli przybliża się do tafli wody, mój oddech ciężeje, zupełnie jakbym tonął. Mimo że nadal myślę racjonalnie, stopniowo mój umysł jednocześnie ogarnia strach i podniecenie.

     Kiedy głowa trytona wynurza się z wody, na chwilę tracę świadomość. Odzyskuję ją dopiero w momencie, gdy na moją twarz pluskają krople wody — górna część ciała merfolka wystaje poza szklane drzwi. Mam nieco ospały umysł. Przez sekundę nie mogę sobie przypomnieć, co tutaj robię — to tak, jakby rzucono na mnie urok, zdjęty dopiero w chwili, gdy spoglądam w ciemne źrenice trytona, które przysłaniają jego włosy.

     Kiedy ma się do czynienia z dzikim zwierzęciem, kontakt wzrokowy to ostatnie, co powinno się zrobić — zwierzę może poczuć się sprowokowane i się na ciebie rzucić. Mam tego pełną świadomość, dlatego muszę unikać spojrzenia trytona. Mimo to nie jestem w stanie oderwać wzroku od jego twarzy, której nie sposób opisać słowami.

     Nie jest tak piękny, jak głoszą plotki o merfolkach, ale muszę przyznać, że jego widok zapiera dech w piersiach. Jest o wiele przystojniejszy od jakiegokolwiek człowieka, którego dane mi było spotkać. Jego sylwetka idealnie współgra z ostrymi rysami. Gdyby urodził się jako człowiek, zapewne wziąłbym go za rosyjskiego żołnierza z arystokratycznymi korzeniami.

     Nie jestem w stanie wymyślić żadnego słowa, które opisałoby jego piękno. Jedyne, co przychodzi mi do głowy, to słowo, które pan Shinichi wymamrotał ze strachem podczas naszej rozmowy.

     Demon.

     Głęboko osadzone oczy kryją się w cieniu jego brwi, ale wargi ma lekko wygięte w górę, zupełnie jakby z czegoś szydził. Ten wyraz twarzy jest pełen złośliwości i seksapilu.

     Nareszcie rozumiem, dlaczego pan Shinichi nazwał go Syrenim Nocnym Demonem. Od samego jego widoku aż drży dusza.

     Kiedy nieruchomieję ze strachu, górna część ciała trytona znajduje się już nad powierzchnią wody, a dłonią opiera się o platformę. Jego ludzka połowa tworzy cień, który całkowicie przysłania kucającego mnie. Patrzę na to zszokowany, bo nie mam pojęcia, jak tryton mógłby utrzymać środek ciężkości, skoro jego ogon znajduje się w wodzie.

     Cofam się i unoszę pistolet do znieczulenia, ale tryton nagle podwija ogon i gwałtownie się do mnie przysuwa, przez co dzieli nas tylko kilkanaście centymetrów. Pochyla się w moją stronę i patrzy na mnie jak pyton na swoją ofiarę.

     Dobry Boże, straszniej już chyba nie będzie.

     Kiedy merfolk tak gwałtownie się poruszył, uniosłem rękę z fluorescencyjnym światłem, żeby przysłonić głowę — wtedy też sztyft wpadł do wody, a ja pogrążyłem się w ciemności.

     Tracę równowagę i klękam na jedno kolano. Kiedy chcę się podnieść, nie robię dwóch kroków, a ponownie się zataczam i ląduję na ziemi. W tym momencie tracę przewagę geograficzną i poruszam się bardzo powoli. Jedyne, na co jestem w stanie się teraz zdobyć, to zwinięcie się w kłębek i czekanie na swój koniec. Nie wiem nawet, gdzie jest tryton i jak blisko mnie się znajduje. Mogę jedynie wyczuć wilgotny zapach dochodzący z ciemności, który zagęszcza i tak już napiętą atmosferę.

     Zimna woda kapie mi na nogę, a potem nagle czuję na kostce przeszywający chłód. Trzyma ją coś mokrego i lepkiego.

     Ręka trytona…

     Kiedy zdaję sobie z tego sprawę, pocą mi się ręce i uchwyt na pistolecie do znieczulenia łagodnieje. Nie mogę poruszyć dolną połową ciała, a to jedynie ułatwia trytonowi wślizgnięcie się po moich nogach. Z mocno bijącym sercem czekam, aż merfolk przybliży do mnie swoją głowę, żebym mógł wstrzyknąć mu w szyję środek znieczulający. Będzie to pewnie najlepsze wyjście z opresji.

     Po chwili długie, gęste i mokre włosy trytona opadają na moje ciało, a każde pasmo przesuwa się po moich nogach i udach, aż w końcu zatrzymują się pod brzuchem.

     Wzdrygam się z przejęcia. Nie jestem pewien, co on chce zrobić, ale wyobrażam sobie, jak rozcina mi brzuch i zjada narządy wewnętrzne.

     Gdybym strzelił z pistoletu teraz, pewnie zraniłbym merfolka w głowę. Muszę szybko wybierać — albo jego życie, albo moje.

     Kiedy się waham, do moich uszu nagle dociera niski, osobliwy dźwięk.

     — De-ra-cu-la…

     Chyba ten głos pochodzi z wibracji gardła i nawet przypomina rosyjski. Sam mam rosyjskie korzenie, dlatego znajomy język nieco mnie uspokaja i odsuwa moje myśli od natychmiastowej zguby.

     Choć nie mam pojęcia, co chciał powiedzieć, wiem jedno — nie działa instynktownie, inaczej spróbowałby mnie zaatakować i zjeść. Gdyby chciał pogadać z ofiarą przed posiłkiem, nie miałoby to najmniejszego sensu!

     Być może… ten gatunek merfolka rozumie ludzki język. To tylko przypuszczenie — nie ma żadnych zapisków, które potwierdzałyby komunikację między tymi stworzeniami i ludźmi, pomijając pośrednie sposoby. Może jako jedyny na świecie rozmawiam z merfolkiem.

     Biorę głęboki oddech, aby zmusić się do uspokojenia, a potem patrzę w dół i zerkam na trytona, który naciska na moje podbrzusze.

     Jego oczy, skryte za pasmami włosów, emitują słabe niebieskie światło. Przypominają mi źrenice wilka w noktowizyjnym obiektywie.

     Odchrząkuję i przełykam ślinę wraz z całym strachem, zanim mówię:

     — Hej, nie chcę cię skrzywdzić. Ugryzł cię rekin, a ja chcę zdezynfekować ranę.

     Wskazuję nawet na jego ramię, ale tryton nie reaguje. Leży na moich nogach i utrzymuje je rękami, ani trochę nie rozluźniając uchwytu.

     Jestem tym rozczarowany, ale przy słabym fluorescencyjnym świetle spod wody zauważam, jak kąciki ust trytona się poruszają. Lekko je otwiera i pogłębia uśmiech. Zupełnie, jakby się ze mną droczył.

     Ponownie odczuwam strach, który spływa mi po plecach. Do tej pory myślałem, że inteligencja merfolków klasyfikuje się między delfinami a ludźmi. Pod przewodnictwem Rhine’a opublikowałem na ten temat wiele artykułów. Teraz mam jednak spore wątpliwości.

     Mina trytona sprawia, że zaczynam się nad tym głębiej zastanawiać.

     To ujmujące stworzenie, które dzięki swojej wysokiej inteligencji może się mną dowolnie bawić. Urodzony myśliwy.

1 rekiny te osiągają długość od 3,25 m do 4,25 m

2 wieloryby beluga mają białą skórę, która jest przystosowana do ich siedlisk w Arktyce. Ich skóra słabo świeci w ciemnej wodzie

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING