28 Dec

     W chwili, gdy ta myśl przychodzi mi do głowy, tryton pochyla się nad moim brzuchem. Wcześniej dość gwałtownie się szarpałem, przez co ubranie w tym miejscu podwinęło mi się do góry. Najwyraźniej merfolk jest zainteresowany moją odsłoniętą skórą.

     Ze zdziwieniem obserwuję, jak twarz trytona przybliża się do moich spodni. Biorę głęboki oddech, dalej na to patrząc. Stworzenie ma zmarszczony nos i wygląda, jakby coś je odurzyło — coś, czyli chyba moje ciało. Gdyby była to syrena, a nie tryton, ta sytuacja przypominałaby jakąś grę wstępną.

     Chociaż… mam przed sobą nieprzewidywalną istotę, która może mnie w każdej chwili zaatakować. Kto wie, do czego jeszcze jest zdolna?

     Teraz odczuwam jedynie strach. Patrzę, jak tryton pochyla się coraz niżej, zdejmuje ręce z moich nóg i przytrzymuje nimi moje biodra. Jego paznokcie są długie i ostre, a między palcami ma półprzezroczystą błonę. Ponadto ma wyraziste łopatki, które na myśl przywodzą mi element diabelskich skrzydeł.

     W głębinach morza tryton na pewno jest przerażającym myśliwym. A teraz, mimo że znajduje się na lądzie, nic się nie zmieniło.

     Muszę się jakoś uwolnić.

     Unoszę brwi, kiedy merfolk zwiesza głowę, ale wpatruje się w moją twarz intensywnym, złowrogim spojrzeniem. Nie wiem, czy to mistyczna moc Nocnego Demona, jak określił to pan Shinichi, ale czuję się jak pod wpływem złego uroku i nie mogę się poruszyć.

     Patrzę bezradnie przez pasma jego gęstych, rozczochranych włosów, jak uformowane w uśmiech wąskie usta trytona się uchylają i merfolk wysuwa szkarłatny czubek języka. Opuszcza głowę i wargami muska moje podbrzusze, by po chwili zacząć lizać moją pachwinę. Chyba smakuje zdobycz.

     Jego liźnięcia są ostrożne i nieplanowane. Wilgotny, zimny dotyk przenika mnie aż do kości i nie mija sekunda, a już cały się trzęsę i jestem przerażony nie na żarty.

     W głowie kumulują mi się kolejne myśli i mam wrażenie, że zaraz eksplodują. Ciało sztywnieje przez dotykanie wrażliwych miejsc, a drżącymi rękami ledwo się podtrzymuję.

     Kiedy tryton zbliża się do uda, unosi głowę i dostrzegam, że wyraz jego twarzy się zmienia. Oblizuje wargi, jakby nadal nie miał dość mojego smaku, i patrzy wprost na dolne partie mojego ciała. Zupełnie tak, jakby w moich spodniach było coś, co bardzo go interesuje.

     Dokładnie tak wyglądają głodne stworzenia, dlatego mam całkowitą pewność, że jeszcze chwila, a merfolk pożre dolną połowę mojego ciała.

     Jak nic nie zrobię, to tylko Bóg jeden wie, co się stanie!

     Biorąc pod uwagę płynność, z jaką porusza się tryton, zastrzyk otrzymany kilka godzin temu musiał już stracić swoją skuteczność. Metabolizm tej istoty jest naprawdę szybki, dlatego jeśli podałbym jej kolejną dawkę, nic by się nie stało.

     Kiedy to sobie uświadamiam, gryzę się w czubek języka, co szybciej pozwala mi podjąć decyzję. Uwalniam się z paraliżu i pociągam za spust, wbijając małą igłę ze środkiem znieczulającym w szyję trytona.

     Jego ramię drży, zanim podnosi głowę i patrzy na mnie ciemnymi, ponurymi oczami.

     W jednej chwili odczuwam nieopisany horror. Mam wrażenie, że znieczulenie nic nie dało i zaraz zostanę rozszarpany.

     Ale dzieje się coś zupełnie innego.

     Tryton kołysze się kilka razy, a następnie upada na bok, a jego śliskie ręce nie mogą utrzymać środka ciężkości. Korzystam z okazji i wyczołguję się spod niego, ale niechcący zahaczam o jego płetwę, przez co ponownie ląduję na ziemi. Pospiesznie staram się podnieść, co kończy się tym, że siedzę okrakiem na przypominającym pytona ogonie merfolka.

     Ten niespodziewany ciężar przywraca trytonowi świadomość. Otwiera oczy, a gdy moje spojrzenie wbija się w jego źrenice, ramiona merfolka owijają się wokół mojej talii. Czuję ostre paznokcie na moich plecach i boję się, że zaraz rozerwą mnie na pół.

     Pospiesznie unoszę pistolet do znieczulenia i przykładam go do głowy trytona, jednocześnie grożąc:

     — Ej, koleś, nie chcę cię skrzywdzić, więc masz mnie puścić. Chyba już wiesz, co robi ta zabawka.

     Zbieram się na odwagę, by spojrzeć ze złością w oczy stworzenia i wypowiadać każde kolejne słowo rozkazującym tonem. Wysoko unoszę głowę, żeby pokazać arogancję.

     Raczej wątpię, żeby mnie zrozumiał, ale mam nadzieję, że jest na tyle inteligentny, by odczytać moją groźbę.  Skoro chcemy go oswoić, musimy zastosować nowe metody, inaczej nie będzie z nami współpracował…

     Muszę mu udowodnić, że jestem silniejszy i mądrzejszy. Muszę go ujarzmić.

     Nie mam pojęcia, czy to dzięki środkowi znieczulającemu, ale coś zaczyna się dziać.

     Tryton posłusznie poluźnia uścisk, choć nadal otacza mnie ramionami. Jego powieki powoli opadają razem z rzęsami przypominającymi mokre skrzydła, a jego wygłodniała mina łagodnieje.

     Pomijając jego groźny wygląd, teraz jego twarz jest łagodna i wygląda mniej szkodliwie od delfina. Zresztą, dawka, którą otrzymał, także jest dla delfina, mimo że raczej powinna jedynie spowolnić jego ruchy i sprawić, że poczuje się senny.

     Co więcej, tryton musiał bać się pistoletu do znieczulenia, mimo że jego harda mina wskazywała na to, że wcale tak nie było.

     Nareszcie oddycham z ulgą, ciesząc się, że opanowałem sytuację.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING