28 Dec

(UWAGA! Występuje scena +18)


     Natychmiast wracam do swojej kajuty. Zanim Rhine zdoła mnie dogonić, wpycham wszystko pod łóżko, zrzucam z siebie mokre ubrania i biegnę do łazienki.

     Gdyby zapytał, dlaczego mu nie odpowiadam, mogę powiedzieć, że to dlatego, że biorę prysznic i go nie słyszę. Chociaż to i tak trochę naciągane.

     Ze strachem nasłuchuję jakichkolwiek dźwięków na zewnątrz, a potem odkręcam kurek. Obmywam się za pomocą strumienia gorącej wody, a mimo to dalej nie mogę się uspokoić.

     Wydaje mi się, że zapach trytona jest nie do zmycia. Nadal go czuję i przyprawia mnie o zawrót głowy. Ponadto wyczuwam jakąś anomalię i w jej poszukiwaniu zerkam w dół.

     Przyrząd między moimi nogami jest uniesiony i bardzo twardy. Nawet nie wiem, kiedy wstał.

     To nie jest na to dobry moment.

     Marszcząc brwi z bezradności, wyciągam rękę i go chwytam. Opieram się o ścianę i gdy przybieram wygodną pozycję, zaczynam pocierać swój przyrząd.

     Od zawsze zaspokajałem się pod prysznicem, co dla dwudziestolatka nie jest raczej niczym niezwykłym. Jednak tym razem odczuwam znacznie silniejsze pragnienie. Przytłacza mnie przyjemność wypływająca z każdego najmniejszego ruchu. Uda mi drżą, a nogi miękną. Zagryzam wargi, żeby powstrzymać falę upokarzających jęków, która chce wydostać się z mojego gardła.

     Wzbierająca przyjemność szybko owłada moim umysłem. Unoszę szyję i pozwalam, by woda spływała mi po twarzy. W tym samym czasie moja świadomość podąża razem z parą wodną w górę, a następnie wpływa wprost do morza. Zanurzam się coraz głębiej w ciemnoniebieskiej tafli, aż przestają do mnie dochodzić promienie światła.

     Z ciemnych zakamarków wody wyłania się długa, smukła sylwetka. Kiedy się do mnie zbliża, jej zarys staje się dużo wyraźniejszy.

     Nagle coś śliskiego owija się wokół moich nóg i je łączy. Słyszę głęboki, niski głos tuż przy swoim uchu:

     — A… ga… res…

     Agares… Z jakiego języka pochodzi to słowo i co oznacza?

     Chyba już to gdzieś słyszałem. Próbuję sobie przypomnieć, ale nie potrafię. Podświadomie czuję, jakbym stracił fragment pamięci i nie mogę go odzyskać. Tak, jakby z taśmy wideo wycięto jej część, a następnie sklejono resztę.

     Woda, która spływa mi po ciele, wcale nie ułatwia mi uporządkowania myśli. Oczywistym jest dla mnie tylko to, by osiągnąć przyjemność. Kilka razy instynktownie pocieram szybciej i już po chwili z moich ust wydobywa się jęk, kiedy kończę na swojej ręce.

     Po dojściu zawsze odczuwam zamroczenie.

     Trzeźwieję powoli, nadal mając zawroty głowy i miękkie nogi. Pewnie to przez fakt, że mało spałem ubiegłej nocy.

     Przekręcam kurek i potrząsam mokrą głową, po czym się odwracam i opieram o ścianę. Próbuję otrzeźwieć. Krople wody spływają mi po szyi, gdy wyobrażam sobie, że wodne rośliny przywodzą mi na myśl długie, gęste włosy trytona. Nie mogę też nie myśleć o tym, że wpatrują się we mnie te ciemne, bestialskie oczy. Dostaję gęsiej skórki.

     Zaledwie kilka minut temu fantazjowałem o tym trytonie.

     Orientuję się, że ta jedna chwila słabości sprawiła, że zachciałem uprawiać seks ze stworzeniem, które nie jest człowiekiem!

     Na miłość boską. Desharow, czy te wszystkie badania ostatecznie uderzyły ci do głowy?

     Przykładam pięść do ust, otwieram usta i mocno zagryzam grzbiet dłoni. Nie wystarcza to jednak, więc mocno uderzam w ścianę.

     Krew powoli spływa mi po palcach, ale ból mnie otrzeźwia. Coraz silniej odczuwam zawstydzenie na myśl o tym, co przed chwilą sobie wyobrażałem. Ja, wtulony w trytona, z jego ogonem kołyszącym się między moimi nogami. To tak, jakbyśmy… Uprawiali seks.

     Jakim cudem to sobie wyobraziłem?!

     Poświęciłem się badaniom biologicznym i nigdy nie miałem żadnych doświadczeń seksualnych. Mimo to wiem, że mężczyźni mogą się kochać, a struktura ciała merfolka jest tak zbliżona do ludzkiej, że jego zachowania seksualne również zbytnio się nie różnią. Kiedy nad tym rozmyślam, rumienię się aż po koniuszki uszu. Całe szczęście, że jest to tylko moja wyobraźnia i nic takiego nie dzieje się naprawdę!

     To na pewno przez zmęczenie. Przykładam dłoń do czoła i powoli się uspokajam.

     Podnoszę leżący obok ręcznik i kiedy owijam się nim w pasie, słyszę za sobą skrzypnięcie. Drzwi nagle się otwierają.

     Na nowo się niepokoję, gdy dobiega mnie z tyłu znajomy głos.

     — Wallace, co tu robisz?

     Ton Rhine’a jest gniewny.

     Nie mogę pozwolić, żeby Rhine zobaczył moją zranioną rękę. Aby ją zakryć, ponownie opieram się o ścianę i przybieram leniwą postawę. Odwracam twarz w bok.

     — Hej, co jest? Czemu jesteś taki rozgorączkowany z samego rana?

     Dostrzegam ponurą minę Rhine’a, a po chwili on przejeżdża po mnie wzrokiem, który zatrzymuje na brzegu ręcznika. Nie mogę powstrzymać się od spięcia całego ciała.

     Żałuję, że nie miałem czasu, żeby przynieść ze sobą szlafrok. Przecież dobrze wiem, jak działam na Rhine’a!

     Czuję się strasznie nieswojo. Zaczynam wachlować szyję i ruszam do drzwi, by go wyminąć.

     — Ale tu gorąco. Jeśli chcesz porozmawiać, to może najpierw stąd wyjdziemy?

     W chwili, gdy to mówię, podchodzę do drzwi. Rhine jest jednak ode mnie szybszy. Jego wysoka sylwetka odwraca się i blokuje mi drogę, zanim zamyka drzwi ze skrzypnięciem.

     Przesuwam wzrok na jego nadgarstek, na którym widoczne są niebieskie żyły, a potem wpatruję się w jego gniewne, brązowe oczy. Przypominam sobie o wczorajszej groźbie i podświadomie cofam się, a następnie chwytam za ręcznik, który nieomal mi się zsuwa.

     — Rhine, ja…

     Przełykam ślinę i próbuję się usprawiedliwić, ale zanim zaczynam swoją wypowiedź, zostaję pociągnięty do przodu, a ciało Rhine’a przyciska mnie do drzwi. Jego twarda klatka piersiowa dociska się do moich pleców i natychmiast odczuwam, jak zaczyna brakować mi tchu.

     — Co ci wczoraj powiedziałem, Desharow? Hmm?

     Jego ręka zsuwa się po mojej talii i łapie za brzeg ręcznika. Nigdy bym nie przypuszczał, że Rhine stanie się nagle taki przerażający. Kiedy zazwyczaj dzieje się coś błahego, jest łagodny i dowcipny, niczym typowy mentor. Teraz jednak znacznie różni się od Rhine’a, którego znam. Może ma dwubiegunowość?

     Naprawdę się boję. Już wiem, że jego groźba nie była żartem.

     Zalewam się zimnym potem.

     — Nie wiem, o czym mówisz. Rhine, uspokój się!

     Prycha, ale nawet jego śmiech jest straszny.

     — Zapomniałeś? Mam użyć siły, żebyś sobie przypomniał? Mówiłem, że masz się nie zbliżać do syreny, bo to niebezpieczne. Tymczasem ktoś wrzucił kij fluorescencyjny do zbiornika wodnego.

     Zaczynam szybciej oddychać. Jestem wkurzony na to, że byłem wtedy taki nieostrożny. Wątpię, żeby wykręcanie się przeszło, ale muszę spróbować.

     — Może sturlał się z pokładu? Naprawdę mnie tam nie było!

     — Nie wierzę ci. Desharow, jesteś… małym kłamcą.

     Kiedy Rhine z takim spokojem zwraca się do mnie po imieniu, przechodzi mnie zimny dreszcz. Pewnie doszedł do takiego wniosku w taki sam sposób, jak przeprowadza badania biologiczne.

     Prawą ręką mocno przytrzymuje mnie za ramię, a lewą ściska ręcznik i momentalnie go ze mnie zrywa. Stoję przed nim zupełnie nagi.

     Rhine na pewno mówił serio. Nikt tu nie przyjdzie, żeby mnie uratować!

     — Rhine, nie bądź lekkomyślny. Jestem twoim uczniem.

     Zaczynam się wyrywać, ale różnica w naszej sile jest tak duża, że jestem w stanie tylko lekko poruszać niektórymi częściami ciała. Swobodnie mogę trząść jedynie tyłkiem, ale wiem, że to by tylko bardziej sprowokowało Rhine’a.

     — Zgódź się, Desharow… Powstrzymywałem się naprawdę długo — mówi, a jego ton jest na wpół groźny, a na wpół przekonujący.

     Niczym policjant aresztujący przestępcę, mężczyzna wykręca mi ręce za plecami i wyciąga rękę, by odgarnąć mi włosy w karku.

     — Lubię cię, odkąd wybrałeś mnie na swojego mentora. Jeśli będziesz mi posłuszny, nakłonię rząd do wsparcia twojego projektu badawczego nad merfolkami. Staniesz się sławny na całym świecie… Może będziesz nawet bardziej rozpoznawalnym biologiem niż Darwin.

     Kiedy wypowiada te słowa, odczekuję kilka sekund w milczeniu. Nie dlatego, że zastanawiam się nad przyjęciem jego propozycji. Po prostu nigdy bym nie przypuszczał, że mój znakomity mentor — osoba, na której się wzorowałem, zechce użyć przekupstwa jako przynęty. W zamian chciał swojego ucznia. Mnie. Mojego ciała.

     Nie miałem pojęcia, że prawdziwe życie tak wygląda.

     — Co ty na to, Desharow? — Rhine dotyka mojej nagiej klatki piersiowej. Jego ton wskazuje na to, że jest z siebie dumny. Pochyla się i całuje mnie w szyję, po czym wzdycha. — Pachniesz tak czysto, że nie mogę znieść myśli, że cię zbrukam.

     Odwracam głowę, jakby przed chwilą poraził mnie prąd. Odczuwam upokorzenie i wstręt.

     — Odmawiam! Rhine, odrzucam twoją ohydną ofertę i nie chcę już być twoim uczniem! Wolałbym już zrezygnować ze studiów! Ty cholerny draniu! — odpowiadam jadowicie.

     — Wydaje ci się, że dałem ci jakikolwiek wybór?

     Rhine wybucha śmiechem. Chwyta mnie za ramię, żeby mnie obrócić, a drugą dłonią łapie mnie za włosy na karku i szarpie, żebym spojrzał mu w twarz. Nie boję się wpatrywać w jego oczy. Zaciskam zęby i robię niewzruszoną minę.

     — Odmawiam, Rhine. Nie spraw, żebym tobą gardził.

     Jego uśmiech powoli znika. Drga i nachyla się do mojego ucha.

     — Desharow, jesteś zbyt czysty i prostolinijny. Pewnego dnia ta twoja wyimaginowana uczciwość załamie się pod wpływem okrucieństwa rzeczywistości, a tym mi się podporządkujesz. Będę czekał na ten dzień. Jesteś taki śliczny, że niemal się w tobie zakochałem…

     Rhine odwraca twarz tak, jakby chciał mnie pocałować w usta.

     Przekręcam głowę w bok, żeby tego uniknąć, ale używam do tego za dużo siły i uderzam się głową w drzwi. Po chwili odczuwam pulsujący ból i mam zawroty głowy. Dokładnie w tym momencie podłoga pod naszymi nogami gwałtownie się trzęsie, a wnętrze łazienki staje się czarne jak smoła.

     Trudno mi coś wyraźnie zobaczyć, ale czuję, jak ciężar ciała Rhine’a odpuszcza. Dzieje się to tak nagle, jakby został ode mnie odepchnięty. Wydaje z siebie stłumiony jęk, jakby coś go przestraszyło.

     — Burza! Burza! — Słyszę krzyki marynarzy z zewnątrz.

     Dłużej się nad tym nie rozwodzę i szybko otwieram drzwi od łazienki. Jest już za późno, żeby podnieść ręcznik, więc wybiegam nago z powrotem do swojej kajuty. Natychmiast zamykam za sobą drzwi.

     Widzę, jak wiatr i deszcz za oknem przybierają na sile, a nadchodząca burza trzęsie całym statkiem. Już po chwili szyba pokrywa się smugami wody i nie widzę nic z zewnątrz.

     Znajduję czyste ubrania. Kiedy wkładam płaszcz, nagle dostrzegam za oknem szybko przemykający cień. Widzę go ułamek sekundy, tak, jakby coś na statku zostało zdmuchnięte przez wiatr. Szybko kończę się ubierać i zauważam, że okno wygląda teraz inaczej.

     Na mokrej szybie widzę jakiś niewyraźny zarys.

     Odciski palców. Między nimi znajdują się wgłębienia, jednak nie takie, jakie powinien mieć człowiek.

     To odcisk dłoni syreny.

Comments
* The email will not be published on the website.
I BUILT MY SITE FOR FREE USING